Małżeństwo to rodzaj gry hazardowej. Karty rozdaje los. Raz lepsze, raz gorsze, a czasami tak fatalne, że najrozsądniej byłoby wstać od zielonego stolika i nigdy już przy nim nie siadać. Takie właśnie karty otrzymał Józef Krępiak, zamieszkały w miejscowości Gorzków w powiecie krasnostawskim. Od zbrodni, której ofiarą padł nieszczęśliwy mężczyzna, upłynęło ponad 90 lat, lecz okrucieństwo sprawców wciąż budzi grozę.
Pieniądze szczęścia nie dają, ale...
W 1929 r. Krępiak poznał na zabawie tanecznej Zofię Drabikówną. Spodobała mu się, a że był w wieku, kiedy mężczyzna zakłada własną rodzinę, i widząc przychylność ze strony dziewczyny, zaczął się o nią starać. Jej rodzice, Władysław i Antonina Drabikowie byli dość zamożnymi ludźmi. Posiadali sporo ziemi rolnej, ponadto mieli w Gorzkowie sklep, przynoszący pokaźne dochody.
Po kilku tygodniach znajomości postanowił się jej oświadczyć. Przyszedł do Drabików z kwiatami i butelką przedniego trunku, prosić ich o rękę córki. Wysłuchali jego zapewnień, że kocha Zofię i będzie ją dobrze traktował, po czym udzielili mu odpowiedzi.
- Skoro ją kochasz, a ona kocha ciebie, to się pobierajcie i żyjcie ze sobą w szczęściu – powiedział uroczystym tonem Władysław Drabik. Przyszły teść Józefa liczył lat bez mała 70, był jednak krzepkim, zwalistym mężczyzną.
Po udzieleniu zgody na zamążpójście córki przeszli do spraw mniej romantycznych niż miłość, ale nader ważnych z praktycznego punktu widzenia. Co prawda pieniądze szczęścia nie dają, ale gdy ich brak, to nic po szczęściu.
Krępiak bał się poruszania tego tematu. Nie miał bowiem żadnego majątku. Ani ziemi, ani żadnych oszczędności. Pochodził z biednej małorolnej rodziny. Zarabiał na siebie pracą. Nieco drżącym głosem wyjaśnił Drabikom swoją sytuację materialną, niepewny jak przyjmą jego słowa.
Ich odpowiedź uspokoiła go. Stwierdzili, że doceniają jego szczerość. Mają też nadzieję, że dołoży starań, by zapewnić Zofii godne utrzymanie. Na dowód swojej dobrej woli oznajmili, że udostępnią im część domu, by mieszkali w przyzwoitych warunkach i odpiszą na rzecz zięcia 14 morgów gruntu. Może też pracować u nich w sklepie.
Do ślubu Józef Krępiak nie miał powodów, by skarżyć się na teściów. Był poczciwym, prostolinijnym człowiekiem. Nie postało mu w głowie, że pakuje się do piekła.
Czytaj też: Lubelskie. Tu dostaniesz jodek potasu w razie zagrożenia [LISTA PUNKTÓW]
W sieci podłych intryg
Ślub odbył się w nowo wybudowanym murowanym kościele w parafii świętej Małgorzaty w Gorzkowie. Potem była wystawna uroczystość weselna. W niedługim czasie Krępiak, zgodnie z umową, przeprowadził się wraz ze swoim skromnym dobytkiem do teściów.
I zaczęło się. Już pierwsze dni w ich domu jasno pokazały, że Drabikowie mają go za nic. Nie wolno mu było niczego ruszać, ani nawet jadać z nimi przy jednym stole. Gdy wchodził do pokoju, w którym akurat przebywali, ucinali rozmowy i patrzyli na niego pogardliwie, potępiająco.
Krępiak, z natury optymista, liczył, że jego stosunki z teściami z czasem się poprawią. W końcu „zabrałem” ich ukochaną jedynaczkę – usprawiedliwiał zachowanie Drabików. Musiał więc być im być wdzięczny za to, że oddali ją w dobre ręce. Wtedy będzie dobrze – pocieszał się. Najważniejsze, że Zofia go kochała.
Niestety, nic nie szło ku lepszemu. Mimo iż się starał zasłużyć na uznanie rodziców żony, ci wciąż traktowali go niechętnie; gdy czegoś nie zrobił w gospodarstwie lub w sklepie po myśli teścia, tamten obrzucał go wyzwiskami. Teściowa również nie szczędziła mu obelg. Pomylił się także co do żony. Miłość Zofii albo była bardzo słaba, albo w ogóle jej nie było. Nigdy nie stanęła po stronie męża, gdy jej rodzice nim poniewierali. A kiedy ją pytał, czy nadal go kocha, wybuchała ironicznym śmiechem.
Skąd wiesz, ile jeszcze pożyjesz?
Po kilku miesiącach stary Drabik oświadczył, że zięć nie zasługuje na jego łaskę i zamierza cofnąć zapis gruntu na jego rzecz. Krępiak zaniemówił z wrażenia. Co za podłość! Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera...
Tego im oczywiście nie powiedział, niemniej stwierdził, że tak się nie robi. Jest przecież mężem ich córki.
- Jaki tam z ciebie mąż! Dziad jesteś, wżeniłeś się w naszą rodzinę i przyszedłeś na gotowe – prychnął pogardliwie Drabik. A po chwili wypowiedział słowa, które zmroziły Krępiaka: - Ale to się może niedługo skończyć. Skąd wiesz, ile jeszcze pożyjesz?
By go zmusić do rezygnacji z otrzymanego przed ślubem gruntu, zaczęli rozsiewać o nim różne plotki. Publicznie skarżyli się na niego, że zdradza i bije żonę, upija się, nie odmawia rano i wieczorem pacierza, a nawet, że jest ukrytym komunistą.
Większość ludzi w Gorzkowie nie dawała wiary tym oskarżeniom. Znali dobrze Drabików i nie mieli o nich dobrego zdania. Uważali ich za pazernych na pieniądze intrygantów. Ale była też grupa, która twierdziła, że coś w tym musi być, wszak w każdej plotce jest ziarnko prawdy...
Gdy przychodzili do sklepu, a Krępiak akurat stał za ladą, nie chcieli, by ich obsługiwał, albo demonstracyjnie liczyli wydawaną przez niego resztę, dając tym do zrozumienia, że podejrzewają go o zamiar oszukania ich. Na ulicy odwracali się od niego, niektórzy ukradkiem spluwali.
Czuł się coraz bardziej nieszczęśliwy, opuszczony. W końcu przystał na żądania teściów i zgodził się oddać im połowę z 14 morgów ziemi. Prosił, by w zamian lepiej go traktowali i nie oczerniali przed ludźmi. Niestety, Drabikowie byli dalecy od kompromisu. Oświadczyli, że ma oddać im wszystko. Im szybciej zrzeknie się gruntu, tym lepiej dla niego.
- Nie próbuj z nami wojować, naprawdę nie warto, zięciu – rzucili z jawną pogróżką.
Chciał wyjechać do Kanady
W końcu zrozumiał, że przegrał na całej linii i że w Gorzkowie nie ma już dla niego miejsca. Podjął decyzję o wyjeździe do Kanady; dowiedział się, że potrzebują tam młodych, silnych mężczyzn do pracy w przemyśle albo na farmie. Nie bał się takiego wyzwania, uznał, że wszystko będzie lepsze od piekła, jakie miał w domu. Zaczął odkładać pieniądze, by uzbierać na podróż statkiem.
Nieopatrznie zwierzył się ze swoich zamiarów jednemu z sąsiadów. Tamten wszystko powtórzył Drabikom, którzy wpadli we wściekłość. Oskarżyli Krępiaka, że chce ich okraść, by zdobyć pieniądze na bilet za ocean.
Pewnego dnia, gdy przyszedł po coś do kuchni, przyskoczyła do niego teściowa i oblała go wrzątkiem z garnka. Upadł z jękiem na podłogę i syczał z bólu. Wówczas Antonina Drabikowa bez ogródek powiedziała mu, że go wkrótce zabiją.
Nastały dla niego ciężkie, koszmarne dni. Bał się przebywać z Drabikami pod jednym dachem. Dnie spędzał, włócząc się po okolicznych polach i lasach. Nie spał w mieszkaniu, lecz w części stodoły. Było mu tam zimno, ale wolał zmarznąć niż widzieć nienawistne spojrzenia teściów i żony.
Wykrzywione okrucieństwem twarze
25 maja 1930 r. po południu nad powiatem krasnostawskim przeszła burza, połączona z silną ulewą. Na skutek oberwania się chmury ucierpiały okolice Izbicy i Tarnogóry, gdzie doszło do podtopień domów i poważnego zniszczenia zasiewów. W Gorzkowie słyszano odległe grzmoty, siąpił deszcz, jednak żywioł oszczędził dobytek mieszkańców.
Aczkolwiek niespokojna pogoda wywoływała w ludziach irracjonalny lęk. Obawiali się, że dojdzie do czegoś strasznego. Rzeczywiście doszło.
W późnych godzinach wieczornych sąsiedzi przechodzący w pobliżu obejścia Drabików zauważyli w ich stodole światło latarki ręcznej. Ktoś był w środku. W pierwszej chwili pomyśleli, że to złodzieje - byli to jednak Drabikowie: mąż, żona i córka. Dostrzegli ich złe, wykrzywione okrucieństwem twarze. Po kilku minutach cała trójka wyszła i udała się do mieszkania.
Cóż tam robili tak późno? Dlaczego tak strasznie wyglądają? Zaintrygowani sąsiedzi zajrzeli do stodoły i znaleźli w niej zmasakrowane zwłoki Józefa Krępiaka. Leżał z roztrzaskaną głową w miejscu, gdzie kładł się do snu.
Nazajutrz powiadomiono policję, która wczesnym rankiem przyjechała do gospodarstwa Drabików i po stwierdzeniu zgonu Krępiaka aresztowała ich pod zarzutem morderstwa. W trakcie przesłuchania do zbrodni przyznał się Władysław Drabik. Złożył w tej sprawie wstrząsające wyjaśnienie.
- Myśmy jakiś czas temu uplanowali pozbycie się Krępiaka, bo nie było z niego żadnego pożytku. Żona mi ciągle mówiła, że już nadszedł czas, by z nim skończyć. Tej nocy postanowiłem to zrobić – mówił obojętnym głosem 70-letni mężczyzna.
Nie mógł usnąć, wstał z łóżka, nie budząc żony i córki, wyszedł na podwórze. Wziął siekierę i udał się do stodoły. Jego zięć spał na swoim legowisku. Stanął nad nim, wziął zamach toporem i zadał mu kilka silnych ciosów, które rozpłatały Krępiakowi głowę. Bluznęła krew, mężczyzną wstrząsnęły konwulsję i zaraz znieruchomiał. Drabik przetrząsnął mu kieszenie. Zabrał woreczek z tytoniem i jakieś papiery. Na polu wyrzucił to wszystko, nie wiadomo w jakim celu.
Wróciwszy do domu, zbudził żonę i córkę. Powiedział im, że zabił Krępiaka. Jego słowa nie zrobiły na nich wrażenia, chciały natomiast zobaczyć zwłoki. Makabryczny widok także ich nie poruszył, patrzyły przez chwilę, po czym cała trójka wróciła do mieszkania. Drabikowa powiedziała do męża, że trzeba się pozbyć ciała. Odparł, że zajmie się tym nazajutrz rano. Ale rano przyjechała po nich policja.
Karma powróciła...
Prokuratura oskarżyła Władysława Drabika o podstępne zamordowanie Józefa Krępiaka, a jego córkę o niepoinformowanie policji o zbrodni popełnionej przez ojca. Zarzut nakłaniania do zabójstwa prokurator postawił żonie sprawcy, lecz kobieta nie stanęła przed sądem. Sprawiedliwość dopadła ją przed procesem.
Antonina Drabikowa stale złorzeczyła zięciowi, groziła mu śmiercią w męczarniach. To życzenie obróciło się przeciwko niej. Przebywając w areszcie, pracowała w więziennej pralni. Pewnego dnia została oblana ukropem. Z groźnymi poparzeniami trafiła do szpitala, gdzie po kilku dniach zmarła. Przed śmiercią straszliwie cierpiała.
Podejrzewano udział osób trzecich i przeprowadzono w tej sprawie dochodzenie. Okazało się jednak, że był to nieszczęśliwy wypadek powstały w wyniku nieostrożności Drabikowej.
Proces Władysława Drabika i Zofii Krępiakowej odbył się w listopadzie 1930 r. w Sądzie Okręgowym w Lublinie na sesji wyjazdowej w Krasnymstawie. Na rozprawie ustalono, że główną odpowiedzialność za zbrodnię ponosi nieżyjąca Antonina Drabikowa. To ona grała w tej rodzinie pierwsze skrzypce. Od chwili, gdy zamieszkał z nimi Józef Krępiak, podsycała w mężu i córce nienawiść do niego, a oni byli posłusznymi narzędziami w ręku mściwej, okrutnej kobiety.
Uznano Władysława Drabika winnym zabójstwa. Ze względu na podeszły wiek i postępujące problemy zdrowotne oskarżonego, sąd po przesłuchaniu świadków i po dłuższej naradzie wymierzył mu karę 8 lat więzienia. Natomiast Zofia Krępiakowa została uniewinniona.
Zmieniono personalia
Czytaj też:
- Gm. Wojsławice. Znaleziona na polu w Ostrowie to czaszka dziecka?
- Gm. Żółkiewka. Śmiertelny wypadek podczas wycinki drzew.
- Chełm. Policyjny dron śledził kierowców i pieszych [FILM]
- Osobówka wjechała w sklep na kółkach. Klientka trafiła do szpitala
- Lubelski dentysta skazany za gwałt na pacjentce. Miał gabinet w powiecie chełmskim
Napisz komentarz
Komentarze