Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Mieszkania, apartamenty, kawalerki do wynajęcia
Reklama https://chelmskiewidoki.pl

Gm. Urszulin. Ocalony Mike i tablica w Lejnie

Po nitce do kłębka... właśnie tak lokalni regionaliści dotarli do historii "Sprawiedliwych wśród Narodów Świata" i odtworzyli historię żydowskiego chłopca z Zawadówki, którym był Mike Rodzynek. Ogrom historycznej pracy spoił ich losy w jedną całość.
Gm. Urszulin. Ocalony Mike i tablica w Lejnie
Mike Rodzynek w gościnie u Śniadkowskich i Ulmanów, ok. 1980 r. Zdjęcie dzięki uprzejmości rodziny Ulmanów.

Nie tak dawno w Lejnie tuż obok Siedliska "Poleski Zakątek" na prośbę Shloma Turbinera stanęła niewielka gablota, w której umieszczono tablicę z napisem "Tutaj mieszkali Maria i Konstanty Suproniukowie. Sprawiedliwi wśród Narodów Świata. Pamięć nie umiera. Wdzięczna rodzina Turbiner".

Realizatorem pomysłu był Sławomir Skowronek, pasjonat lokalnej historii, który kultywuje pamięć o miejscowych bohaterach. Gablota stanęła w miejscu, gdzie w czasie II wojny światowej istniało niewielkie gospodarstwo ukraińskiej rodziny Suproniuków. Pod oborą, w której gospodarz trzymał trzy krowy i konia, znajdował się bunkier. W tym podziemnym schronie o wymiarach 3x4 metry przez wiele miesięcy ukrywała się 11-osobowa żydowska rodzina Turbinerów.

Gdy wiosną zrobiło się cieplej, Żydzi często opuszczali kryjówkę. Istnienie tego bunkra owiane było tajemnicą. Lecz kiedy niemieckie ataki na leśne obozy żydowskie przybierały na sile, ponownie wracali do bunkra w Lejnie. Żydom przebywającym poza gettem groziła śmierć. Taka sama kara czekała wszystkich, którzy im pomagali.

Ukrywanie 11-osobowej grupy ludzi było bardzo trudne i niezwykle ryzykowne. Dodatkowych trudności dostarczał fakt, że w grupie ukrywających się osób było kilkutygodniowe niemowlę. Jego płacz mógł zaalarmować sąsiadów, którzy w obawie o własne życie mogli donieść o wszystkim Niemcom.

- Oni się bali, że dziecko mojej córki swoim płaczem mogło wydać ich kryjówkę i nakazali udusić je. Moja córka Fajga bardzo się sprzeciwiała, wolała raczej pozbawić się życia niż zadusić swoje pisklę. Ona chciała rzucić się do rzeczki, ledwo żeśmy ją zatrzymali - tak wspominała tamto wydarzenie babka pana Shloma, Hinda Turbiner

Edward Śniadkowski, Jan Ulman, Zygmunt i Helena Ulman, Mike Rodzynek, ok. 1980 r. Zdjęcie dzięki uprzejmości rodziny Ulmanów

- Ostatecznie dziecko postanowiono oddać innym ludziom na wychowanie. Nie było to łatwe. Należało znaleźć takie małżeństwo, aby wszystko było wiarygodnie i nie wzbudzało podejrzeń. Według relacji dzieckiem początkowo zajęło się małżeństwo Demczuków, ale kiedy nowa mama nagle zmarła, niemowlę przygarnęła polska rodzina Śniadkowskich - tłumaczy Jarosław Armaciński, regionalista i miłośnik historii.

Do końca nie były znane losy dziecka, ponieważ w pozostawionych relacjach padało nazwisko Świątkowscy albo Śmiątkowscy. Nieprecyzyjnie zachowały się też miejsca ich zamieszkania - najczęściej podawana była Komarówka. W trakcie swojej pracy nad monografią Woli Wereszczyńskiej, Babska i Zawadówki, Adam Panasiuk, lokalny regionalista, natrafił na nowe dokumenty i relacje.

- Dziś mogę już z pewnością stwierdzić, że chłopcem tym był Mike Rodzynek (Rozynek), który wojnę przetrwał jako przybrane dziecko Heleny i Zygmunta Ulmanów z kolonii Wujek, będącej dziś przysiółkiem Zawadówki. Kilkumiesięczny Mike trafił właściwie do domu Jana Śniadkowskiego, ojca Heleny Ulman - pisze Panasiuk.

- Razem z pradziadkiem mieszkała moja babcia Helena z dziadkiem Zygmuntem Ulmanem. Moja babcia poroniła w tym czasie, więc przez jakiś czas pod brzuchem nosiła poduszki, a następnie mówili wszystkim, że to dziecko im się narodziło - relacjonował Marek Ulman.

- W 1942 r. na jesieni 1000 Żydów kryło się w Parczewskich Lasach. Niemcy ich zaatakowali. Wśród tych Żydów był mój znajomy Beniamin Turbiner. Ten Bima przyszedł do mnie z dzieckiem w wieku 3 miesiące (dziecko było obrzezane) za wynagrodzeniem. Powiedział, że krzywdy mieć nie będziecie. Ten Beniamin Turbiner to był brat matki dziecka. Dziecko to było u nas 2 lata i 3 miesiące. Narażałem się mocno, raz nawet ktoś zaskarżył, że u nas jest dziecko żydowskie. Niemcy mieli mnie rozstrzelać. W ostatniej chwili uciekłem. Za przechowanie dziecka nic nie miałem, prócz cukru i drobiazgów na dziecko - zeznawał tuż po wojnie Zygmunt Ulman.

Po wojnie rodzina Mike i rodziną Turbinerów wyjechali do Parczewa, a po pogromie żydowskim w tym mieście udali się do Łodzi, by następnie zamieszkać w Dzierżoniowie na Dolnym Śląsku. Po kilku latach Mike wyjechał do Kanady. Około 1980 r. odwiedził Śniadkowskich i Ulmanów.

- Przyjechał z jakimś kolegą, nawet nocował u Śniadkowskich. Pamiętam, że jak był na cmentarzu nad mogiłą Jana Śniadkowskiego, to przytulił się do nagrobka i podziękował, że dzięki tej osobie żyje - wspominała Urszula Ulman

Redakcja dziękuje Jarosławowi Armacińskiemu i Adamowi Panasiukowi za udostępnienie materiałów, dzięki którym  artykuł mógł powstać.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Reklama
Reklama
Reklama
Reklamareklama Bon Ton
Reklama
Reklama
Reklama