O rozwiązania postanowiliśmy zapytać Agnieszkę Lis – powiatowego lekarza weterynarii. Doktor Lis wyjaśnia, że na ptasią grypę mogą zachorować zarówno ptaki dzikie, jak i te hodowlane. W Województwie lubelskim ogniska występowały ostatnio w powiecie łęczyńskim w hodowli kaczek rzeźnych oraz w powiecie krasnostawskim, gdzie choroba rozwinęła się w siedlisku łabędzi.
- Staramy się odpowiadać na wszystkie niepokojące sygnały, dlatego też wystąpiliśmy na początku stycznia do różnych instytucji m.in. władz samorządowych, Ośrodka Doradztwa Rolniczego z komunikatem, aby hodowcy drobiu zwracali szczególną uwagę na to zagrożenie i stosowali pewne rozwiązania, które mogą zapobiec ewentualnym zakażeniom – wyjaśnia Agnieszka Lis.
Szczególną uwagę hodowcy powinni zwrócić na sposób, w jaki poją i karmią swoje ptactwo. Drób nie powinien być karmiony na otwartych przestrzeniach, np. na podwórku. Wykonywanie tych czynności w przestrzeniach zamkniętych znacznie minimalizuje ryzyko zakażenia.
- Ta sama zasada dotyczy codziennego bytowania ptaków. Nie mogą przebywać np. na polu, na drodze czy innych miejscach, które pozostają poza kontrolą hodowcy. Należy zadbać o odpowiednie ogrodzenie wybiegu, aby drób nie miał styczności z ptactwem dzikim. Warto również dbać o regularną dezynfekcję przestrzeni, gdzie ptaki stale przebywają – wylicza weterynarz.
Z dotychczasowych obserwacji służb wynika, że to właśnie kontakt z dzikim ptactwem stanowi najczęstszą przyczynę zakażeń. Czy obecnie jest się czego obawiać?
- Sądzę, że nie, natomiast prowadzimy wciąż wiele działań profilaktycznych, które mają na celu uświadomienie hodowcom, że ptasia grypa jest zagrożeniem i nie należy go bagatelizować. W powiecie chełmskim funkcjonują obecnie 42 fermy drobiu. W ubiegłym roku obszarem objętym specjalnym dozorem była gmina Sawin. Ognisko choroby rozwinęło się co prawda w powiecie włodawskim, ale zakażenie objęło również północną część naszego powiatu. Tymczasem nie wprowadzamy żadnych ograniczeń związanych z zakażeniami, ponieważ takie zagrożenie nie występuje, ale nieustannie uczulamy hodowców na te kwestie – wyjaśnia Agnieszka Lis.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze