Skąd przychodzimy?
Aby uświadomić sobie wagę zjawiska historycznego opatrzonego szyldem „Katyń”, warto przypomnieć kilka tylko podstawowych faktów. Faktów nieoczywistych, a jednak ważących na wojennej i powojennej historii Polski. Kiedy 30 lipca 1941 roku gen. Władysław Sikorski podpisywał dokument porozumienia o wznowieniu stosunków dyplomatycznych ze stroną rosyjską, tzw. układ Sikorski-Majski, środowisko emigracyjne odsądzało go od czci i wiary.
Wciąż bolesna była przecież pamięć związana z ciosem w plecy, jaki władze ZSRR zadały Polsce 17 września 1939 roku. Kto wie, może gdyby nie konieczność walki na dwóch frontach, tamta kampania wyglądałby zupełnie inaczej i bylibyśmy w stanie wyprowadzić kontrofensywę w oparciu o zasoby i zapasy, jakie pozostawały na wschodnich rubieżach ówczesnej Rzeczypospolitej? Odsłona druga: Józef Mackiewicz w swoim pamiętnym i pierwszym w gruncie rzeczy opracowaniu historycznym dotyczącym sprawy katyńskiej, czyli „Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów” odnotowuje, że pierwsze komunikaty na temat odkrycia masowych mogił wypełnionych ciałami żołnierzy w głębi Rosji pojawiły się w przestrzeni publicznej 13 kwietnia 1943 roku, a zostały nadane na antenie berlińskiego radia. Powiedziano wówczas o tym, że władze niemieckie udały się, powiadomione przez ludność cywilną, do miejscowości Kosogory (Kozie Góry), sowieckiego uzdrowiska, gdzie odkryto pierwszy dół o wymiarach 28 x 16 metrów i w którym znajdowało się 3 tys. ułożonych warstwowo ciał.
Już 15 kwietnia Moskwa wystosowała własny komunikat, w którym stwierdzono, że „w ciągu ubiegłych dwóch, trzech dni oszczercy Goebbelsa rozpowszechniali podłe wymysły, utrzymując, iż władze sowieckie dokonały masowego rozstrzelania polskich oficerów wiosną 1940 roku w okolicach Smoleńska. Wynajdując tę potworność, szubrawcy niemiecko-faszystowscy nie wahają się przed najbardziej bezwstydnymi i nikczemnymi kłamstwami”.
W konsekwencji stosunki dyplomatyczne ze stroną polską zostają powtórnie zerwane. Odsłona trzecia: 4 lipca 1943 roku gen. Władysław Sikorski ginie w katastrofie lotniczej w pobliżu Gibraltaru. Nieoficjalnie mówi się o tym, że został zamordowany, a powodem dokonania mordu była chęć ujawnienia przez niego całej prawdy o rozmiarze sowieckiej zbrodni, która to prawda była bardzo niewygodna w kontekście ówczesnego układu politycznego, jaki zaistniał pomiędzy Anglosasami a Sowietami. Odsłona czwarta: 20 marca 2022 roku na Placu Teatralnym w pobliżu Teatru Bolszoj zostają aresztowani działacze Stowarzyszenia „Memoriał”: Aleksandr Gurjanow i Oleg Orłow. Działacze protestowali przeciwko wojnie na Ukrainie. Gurjanow pełnił do momentu aresztowania obowiązki szefa komisji polskiej stowarzyszenia, badając i dokumentując zbrodnie sowieckie dokonane na wschodzie, poczynając od lat 30. XX wieku. Wiele faktów nie zostałoby ujawnionych do dzisiaj, gdyby nie działalność „Memoriału”, uznawanego w Rosji za organizację całkowicie nielegalną.
Jacy jesteśmy?
To w tym kontekście warto chyba opisywać postać ks. Józefa Czemerajdy, który przyszedł na świat w 1903 roku w Rożdżałowie. Wychowywał się w chłopskiej rodzinie Mikołaja i Konstancji z domu Dżaman. W 1917 roku podjął naukę w prywatnym gimnazjum w Chełmie Lubelskim, które w wolnej Polsce zostało upaństwowione i przyjęło nazwę Państwowe Gimnazjum Koedukacyjne im. Stefana Czarnieckiego. Klasę VII i VIII ukończył w Liceum Biskupim Męskim w Lublinie. We wrześniu 1925 roku wstąpił do Seminarium Duchownego w Lublinie. 22 czerwca 1930 roku w katedrze lubelskiej przyjął święcenia kapłańskie.
2 października 1930 roku rozpoczął pracę duszpasterską jako wikariusz w parafii pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Wożuczynie w dekanacie tyszowieckim. W 1935 roku rozpoczął swoją posługę w parafii pw. Przemienienia Pańskiego w Czartowcu w dekanacie tomaszowskim. W sierpniu 1939 roku zostaje zmobilizowany do wojska, otrzymuje przydział, ale badacze nie są zgodni co do tego, gdzie służył podczas kampanii wrześniowej. Pewne jest natomiast to, że w listopadzie 1939 roku ks. Czemerajda trafił do obozu w Starobielsku. Prawdopodobnie nie został wywieziony z obozu przed Wigilią Bożego Narodzenia 1939 roku, tak jak inni kapelani, co może świadczyć o tym, że udało mu się ukryć przed funkcjonariuszami NKWD swój stan kapłański. Obóz opuścił dopiero pomiędzy 5 kwietnia a 12 maja 1940 roku (nr ewidencyjny 3678) i trafił do budynku Obwodowego Zarządu NKWD w Charkowie. Ciało kapłana oprawcy wrzucili do dołu śmierci w Piatichatkach pod Charkowem – obecnie Polski Cmentarz Wojenny w Charkowie.
- Z pewnym zakłopotaniem przyznaję, że w mojej rodzinie pamięć o ks. Józefie nie była jakoś szczególnie pielęgnowana, ponieważ nie mieliśmy tak naprawdę do końca wiedzy, że taka postać w ogóle istniała i była z nami związana. Zawsze miałam przekonanie, że nasza rodzina jest bardzo mała i w zasadzie wszyscy jej członkowie, również ci z poprzednich pokoleń, są mi znani. Myliłam się – mówi po latach krewna ks. Józefa, Beata Czemerajda.
Pamięć o kapłanie, który przez swoich parafian został zapamiętany jako dobry gospodarz i gorliwy duszpasterz zapewne nie przetrwałaby, gdyby nie starania Stowarzyszenia Pamięć Kapelanów Katyńskich. To właśnie telefon od jednej z członkiń stowarzyszenia zmobilizował panią Beatę do poszukiwania informacji o bliskim, po którym zachowały się bardzo mgliste wspomnienia.
- Od tamtej, pamiętnej dla mnie rozmowy minęło już pewnie 10, 12 lat. Byłam w pracy i odebrałam telefon, wtedy jeszcze stacjonarny. Pracowałam w biurze prasowym jednej ze spółek kolejowych i moje nazwisko pojawiało się w przestrzeni medialnej dosyć często. Osoba ze stowarzyszenia zapytała, czy nie jestem krewną księdza i czy posiadam może na jego temat jakąkolwiek wiedzę. Tak zaczęły się nasze poszukiwania, do których włączyła się aktywnie moja ciocia i jedna z kuzynek – wspomina pani Beata.
Szybko okazało się, że jedyną osobą, która może pomóc w przywołaniu zapomnianej postaci z otchłani dziejów, jest dziadek pani Beaty, Edward Czemerajda. Pytany o ks. Józefa próbował przypominać sobie różne fakty ze swojej młodości i orzekł, że faktycznie ktoś taki istniał i że rodzina poszukiwała go jeszcze wiele lat po wojnie.
- Zaraz po wojnie, kiedy mój dziadek miał dwadzieścia kilka lat, rodzice księdza poszukiwali go przez Czerwony Krzyż. Pojawiły się również jakieś plotki, że ostatecznie porzucił stan kapłański i uciekł na zachód. Zbrodnia katyńska to był przecież temat w Polsce absolutnie zakazany. Na tę prawdę o Katyniu, o ks. Józefie, musieliśmy poczekać jeszcze 50 lat – mówi Czemerajda.
Podstawowym źródłem dla poszukiwaczy były księgi kościelne, jakie zachowały się w parafiach w Kumowie oraz dokumenty odnalezione w Lublinie, gdzie ks. Józef Czemerajda figurował jako seminarzysta i kapłan diecezji lubelskiej. Dzisiaj pani Beata jest wdzięczna stowarzyszeniu.
- Można powiedzieć, że stowarzyszenie nie tylko przybliżyło nam postać księdza, ale w pewnym sensie również nam ją „oddało”. Dzisiaj ks. Józef już ma swoją rodzinę, nie jest w tym sensie bezimienny, możemy o nim pamiętać, czcić tę pamięć po nim. To dla nas niezwykle ważne.
Dokąd zmierzamy?
Pamięć po księdzu została zachowana nie tylko w ludzkich sercach, ale również posiada swój bardzo realny, materialny wymiar.
- Wiem, że powstała publikacja, której autorem jest kapłan pochodzący z Czartowca, a więc ostatniej parafii, w której ks. Józef posługiwał. Takie miejsce pamięci, pamiątkowa tablica znajduje się również w kościele pw. św. Kazimierza w Chełmie oraz w kościele w Kumowie. W Czartowcu lokalna społeczność ufundowała również symboliczny grób swojemu kapłanowi. Została tam również odsłonięta tablica. Staramy się odwiedzać te miejsca – relacjonuje krewna księdza Czemerajdy.
Tak więc okazuje się, że niewinne telefony potrafią czasami zmienić życie i nadać mu dodatkowy, ważny wymiar.
- Teraz okazuje się, że nasza rodzina wcale nie jest tak mała, jak wszyscy sądziliśmy. Proces zbierania i wiązania ze sobą tych wszystkich luźnych wątków jest żmudny i pracochłonny, ale dzięki niemu dowiadujemy się coraz więcej. Angażuje się w niego coraz więcej osób, to niezwykle budujące. Ta wiedza, pamięć, zostaną już z nami na zawsze – mówi z zadumą pani Beata.
Co Katyń, cała ta historia, znaczy dla niej dzisiaj? Jak waży na jej osobistych losach i poczuciu polskości?
- Myślę, że historia Katynia to cała skomplikowana układanka rozmaitych sensów i znaczeń. Można chyba powiedzieć, że do tej pory była to jedna z historycznych dat, która co roku pojawia się w przestrzeni publicznej w okolicach kwietnia. Dzisiaj patrzę już na to inaczej. Katyń zyskał dla mnie „twarz”. To przecież konkretni ludzie, ich życiorysy, losy, ich rodziny, losy tych rodzin, które musiały sobie poradzić z wiedzą o Katyniu w powojennej Polsce. Drugi wątek to stara prawda, że historii należy się uczyć. Należy ją zgłębiać, rozumieć. Ona ma wpływ na to, co dzieje się dzisiaj. Przecież te zbrodnie sprzed lat dzisiaj powracają, jesteśmy świadkami zbrodni, jakich Rosjanie dokonują w trakcie wojny – podsumowuje Beata Czemerajda.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze