Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Mieszkania, apartamenty, kawalerki do wynajęcia
Reklama

Gm. Rejowiec Fabryczny. Pasjonaci urodzeni w siodle

„Solą” pracy hodowcy koni jest miłość do tych zwierząt. Bez niej, o czym przekonani są aktywiści zrzeszeni w Stowarzyszeniu Miłośników Koni „Karino”, ich działalność nie miałaby najmniejszego sensu – Chcemy wyjść poza zaklęty krąg obiegowych opinii, że nasza działalność polega jedynie na rozmnażaniu populacji. To nieprawda. Dziś praca hodowcy ma o wiele głębsze znaczenie – mówią zgodnie pasjonaci.
Gm. Rejowiec Fabryczny. Pasjonaci urodzeni w siodle

Źródło: Stowarzyszenie Miłośników Koni "Karino"

Koń - najwierniejszy z przyjaciół człowieka

Koń towarzyszy ludzkości od niepamiętnych czasów. To dzięki niemu dokonał się cywilizacyjny, "kopernikański" wręcz przewrót. Bez konia przecież nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie pierwszych podbojów, wojen, zdobywania i odkrywania „nowego świata”. Słowem – dziejów ludzkości. Przez ostatnie lata temat koni jakby przycichł. Można było o nich usłyszeć tylko w wąskich kręgach znawców jeździectwa, na pokazach czy branżowych wydarzeniach. Obecnie ten stan rzeczy ulega zmianie, a stoi za nią trudny okres ostatnich trzech lat.

– I bardzo dobrze. Konie wracają do „łask”, ponieważ zmienił się człowiek. Potrzebuje doświadczać natury, być blisko zwierząt, powrócić do pierwotnych doświadczeń – mówi, związany ze stowarzyszeniem, Grzegorz Wieczorek.

Twierdzi, że koń stanowi swoiste panaceum na wiele trudnych doświadczeń. Praca z nim potrafi uleczyć człowieka na wielu płaszczyznach. Patrząc głęboko w ciemne, końskie oczy, można ujrzeć samego siebie...

 – Jestem przekonany o tym, że koń stanowi lustrzane odbicie naszej duszy, osobowości. Po dłuższym czasie obcowania z nim widać bardzo wyraźnie, przez kogo był wychowywany. Jego zachowania odzwierciedlają, niemal 1 do 1, zachowania właściciela czy hodowcy. Ale ten wektor może zostać odwrócony. Człowiek także ma szansę się zmienić. Jeśli tylko chce – twierdzi pan Grzegorz.

Wystarczy spotkanie

Drzwi stowarzyszenia otwarte są dla każdego. Można po prostu przyjść, przyjrzeć się, spróbować. A potem powrócić, by wykonać kolejny, ale niewymuszony krok. Nie wszyscy zapewne usiądą w siodle czy na miejscu woźnicy. Wielu przyjdzie, by poszukać odpowiedzi na ważne pytania. I tak jest dobrze, to wystarczy. Praca z koniem nie znosi bowiem przymusu i nerwowej atmosfery. 

– Czy są jakieś ograniczenia? Absolutnie nie. Może tutaj przyjść każdy, jeśli tylko ma na to ochotę. Sądzę, że pomożemy odnaleźć się każdemu. Z naszych zajęć korzystają przecież i niepełnosprawne dzieci, i dorośli, którzy zmagają się z różnego rodzaju przypadłościami. Oczywiście, są wśród nas i tacy, którzy „urodzili się w siodle” i nie wyobrażają sobie bez niego życia. Ale nie to jest najważniejsze – przekonuje członek stowarzyszenia.

Jak uczynić konia bliższym człowiekowi? W jaki sposób wyprowadzić konny sport z zaklętego, wąskiego kręgu „wtajemniczonych”? To pytania, które wciąż zajmują wolontariuszy stowarzyszenia „Karino”. Wydaje się, że wiele udało się już zdziałać. Na wydarzenia z udziałem koni przychodzi coraz więcej obserwatorów. Wśród tych pasjonujących zwierząt przebywać chcą i młodsi, i starsi. 

– Wśród nas są hodowcy zajmujący się różnymi rasami. Jako stowarzyszenie jesteśmy w stanie zaprezentować i kuce, i konie arabskie czy fryzyjskie. Pasjonujemy się też konikami polskimi, bezpośrednimi potomkami tarpanów. Prawdopodobnie 17 września zorganizujemy święto konika polskiego. Warto zauważyć, że to jedyny, rdzennie polski koń – wyjaśnia Wieczorek.

To, co najważniejsze, dzieje się samo

W ferworze wielu prac i inicjatyw mało jest czasu na zatrzymanie się, spojrzenie z dystansu. Ale warto to robić. Zatrzymanie na takim życiowym pit-stopie pozwala wnieść do zabieganej rzeczywistości zupełnie nową jakość. 

– Wciąż staramy sobie przypominać, dlaczego właściwie powołaliśmy nasze stowarzyszenie. Wyrośliśmy oczywiście z pasji, fascynacji koniem i różnorodnością doświadczeń, jaką to zwierze oferuje. Ale to za mało. Gdyby sprowadzić sens istnienia stowarzyszenia tylko do tych haseł, to obraz byłby niepełny. Chcemy sprawić, by koń stał się, na powrót, bliższy człowiekowi. Przy pomocy dostępnych narzędzi – jeździectwa, powożenia, hipoterapii, wycieczek. Ale to tylko narzędzia. Powołanie naszej organizacji leży gdzie indziej – przypomina pan Grzegorz.

Czy ta wytężona, społeczna praca przynosi spodziewane efekty? Podczas ostatniego konkursu, który poświęcony był wszechstronnemu wykorzystaniu konia, Kanie-Stację odwiedziło kilka tysięcy gości. Można się tylko domyślać, że w wielu głowach zrodził się pomysł, aby z końmi i sportem konnym związać się na dłużej. 

– To chyba niezły wynik – uśmiecha się Wieczorek – Obecnie naszą działalność prowadzimy w oparciu o plac, jaki został nam udostępniony przez władze gminy, ale okazuje się, że te skromne warunki nie przesądzają o powodzeniu organizowanych przez nas wydarzeń. To, co naprawdę ważne, trafia na podatny grunt – komentuje wolontariusz.

Po raz kolejny potwierdza się zatem prawda, że każdy kryzys może zrodzić jakieś dobro. W przypadku działalności stowarzyszenia tym kryzysem była pandemia, a dobrem – większe zainteresowanie koniem jako przyjacielem człowieka. Prawdą jest również, że kryzysy zbliżają do siebie, spajają, odbudowują społeczną tkankę. I to również, jeśli idzie o „Karino”, ogromne dobro, którego wolontariusze doświadczają na co dzień.

Czytaj także:



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Reklama
Reklama
Reklama
Reklamareklama Bon Ton
Reklama
Reklama
Reklama