"Zabija nas czas..."
Nasze firmy transportowe upadają masowo z dwóch powodów. Pierwszy z nich to czas. Czas oczekiwania na odprawę po ukraińskiej stronie. Obecnie samochód, pusty, który chce powrócić do kraju po wykonaniu zlecenia, musi spędzić w kolejce ponad tydzień. Spędzić w sposób fizyczny, po prostu czekając, podczas gdy ukraińscy kierowcy nie muszą „koczować” w swoich autach, a poza tym czekają znacznie krócej lub nie czekają w ogóle, omijając system. Wszystkiemu winna jest Echerga, czyli elektroniczny system, w którym należy się zapisać i grzecznie czekać na swoją kolej. To, w jaki sposób kolejka się „przesuwa”, można sprawdzić na ekranie swojego smartfona. Polscy kierowcy nierzadko otrzymują komunikat, że z kolejki zostali po prostu wykreśleni. I to w momencie, kiedy mieli właśnie przekraczać granicę. Możliwe? Rafał Mekler, jeden z organizatorów trwającego właśnie protestu przewoźników twierdzi, że jak najbardziej.
- Powiem więcej. Kiedy kierowca zostanie z tej kolejki wykreślony, musi się w niej zarejestrować ponownie. Zatem znowu oczekuje na przejazd ponad dwa tygodnie. Wiemy to, ponieważ dysponujemy zapisami z GPS-ów naszych aut. W tym czasie ukraiński kierowca może wykonać już kilka kursów na terenie naszego kraju, ponieważ jego usługi są obecnie bardzo tanie. Szacuje się, że koszt takiej usługi to mniej niż 30% ceny, którą jest w stanie zaproponować polski przewoźnik – zaznacza Mekler.
System e-kolejki to jedno z dwóch zagadnień, a właściwie problemów, jakie przewoźnicy poruszali podczas spotkania z Derkaczem. Ze strony polskiej padło wiele konkretnych propozycji, które jednak nie spotkały się z pozytywnym odbiorem przedstawicieli ukraińskiego państwa.
- Mogę powiedzieć, że nie osiągnęliśmy praktycznie nic, zatem te rozmowy absolutnie nie spełniły naszych oczekiwań. Ukraińcy zarzucili nam, nam czyli polskim służbom granicznym, opieszałość. Stwierdzili, że problem tkwi po naszej stronie i że nasi kierowcy cierpią przez opieszałość swoich rodaków. To absurd. Wojewoda Lech Sprawka zaproponował, aby, na zasadzie programu pilotażowego, uruchomić jedno czy dwa przejścia bez konieczności rejestracji i zobaczyć, jak to będzie funkcjonowało. Pomysł ten nie spotkał się z pozytywnym odzewem – relacjonuje Mekler.
Naiwni Polacy?
Podobno nieoficjalnie Derkacz przychylił się do propozycji Sprawki, ale w związku z tym, że nie mógł, z wielu względów, poprzeć tego projektu, to spełzł on na niczym.
- Ukraińcy wykazali, że przejścia po ich stronie pracują zgodnie z planem, wykazują idealną wręcz przepustowość. Skoro tak jest, to dlaczego nasze auta czekają na przejazd dwa tygodnie? Coś tu się nie zgadza – zastanawia się przedstawiciel branży.
To istotnie zastanawiające, ponieważ po naszej stronie czas oczekiwania na odprawę wynosi obecnie ok. 48 h.
Drugi palący problem, który powoduje rozchwianie rynku, to zezwolenia na wjazd. W czerwcu ubiegłego roku przedstawiciele Unii Europejskiej postanowili znieść wszelkie limity dla kierowców z Ukrainy, co spowodowało, że co mogą świadczyć swoje usługi w całkowicie nieskrępowany sposób. Nie są obciążeni tzw. europejskim Pakietem Mobilności, nie odprowadzają w tej chwili podatków, pracują za niższe pensje, zatem budują - jak skarżą się przewoźnicy - dla polskiej branży niezdrową, bo opartą na dumpingu, konkurencję.
- Poczuliśmy się potraktowani bardzo niesprawiedliwie, ponieważ w ogólnoświatowych mediach już pojawiła się informacja (tj. 14 listopada – przyp. red.), że, ogólnie rzecz ujmując, „naiwni Polacy poszli prosić Ukraińców, aby Ci odstąpili lub też wpłynęli na to, aby limity zezwoleń zostały przywrócone”. Poza tym próbuje się to okrasić takim propagandowym sosem pomówień, że „sponsoruje nas Kreml”. Nie wiem, jak odpowiadać na takie zarzuty. Protestujemy, ponieważ widzimy problem. Protestujemy, ponieważ polski rząd nie zainteresował się naszym problemem. Protestujemy, bo polskie firmy transportowe masowo upadają. Walczymy o byt – stwierdza w zdecydowany sposób przedsiębiorca.
Zaprosili, więc przyszli
I przypomina, że na spotkanie z ministrem Derkaczem polskie, czteroosobowe delegacje z trzech granic – z Hrebennego, Dorohuska oraz Korczowej – udały się na wyraźne zaproszenie strony ukraińskiej. Przewoźnicy zaproponowali, że nie domagają się przywrócenia takiej proporcji w zezwoleniach, jaka obowiązywała przed wojną, czyli, mniej więcej, 50 do 50. Obecnie Polacy przystaliby na to, aby to było 60% zezwoleń po stronie ukraińskiej i 40 po polskiej. Ale i w tym przypadku Ukraińcy próbowali „zepchnąć” sporną kwestię na margines.
- Argumentowali to tym, że w tej chwili nie ma rządu, więc nie jesteśmy „stroną” w tym sporze. A poza tym kwestia zezwoleń to kwestia prawa unijnego ustalonego na poziomie centralnym, więc to ew. organy centralne UE powinny przyjrzeć się tej kwestii. Powiedzieliśmy „ok, rozumiemy to”. Ale jednocześnie zaznaczyliśmy, że przecież można tę kwestię uregulować w ramach stosunków bilateralnych, pomiędzy dwoma, darzącymi się szacunkiem, mam taką nadzieję, państwami – tłumaczy Rafał Mekler.
Polska strona usiadła do rozmów przekonana o tym, że nikt nie będzie kwestionował działań, jakie do tej pory podjęli polscy obywatele na rzecz Ukrainy. Że nikt nie podda pod wątpliwość serca, zaangażowania i ogromu życzliwości, jakie polskie władze, ale i zwykli ludzie, ofiarowali cierpiącym Ukraińcom. A jednak. Okazuje się, że to niedobrze dbać o nasze, swoje interesy. Że to nie na miejscu i passe... I że w ogóle jesteśmy chyba strasznie małostkowi... Tak to czują ci, którzy walczą o swój byt.
- Zadeklarowaliśmy, że jeśli te limity zostałyby przywrócone nawet od stycznia, to w tym momencie jesteśmy w stanie zejść z blokad. Ale niestety nikt nam takich gwarancji nie udzielił... - podsumowuje Mekler.
Rodzi się więc pytanie, co dalej? I chyba drugie, ważniejsze od pierwszego – jak rozumieć ukraińskie działania? Czym są motywowane? Tymczasem wiadomo jedno. Protest nie zakończy się, póki władze – europejskie lub polskie – nie zaproponują konkretnych rozwiązań.
Czytaj także:
- Gm. Dorohusk. Sięgną do kieszeni, by spełnić „obywatelski obowiązek”
- Gm. Białopole. Pieniądze są, więc dlaczego z nich nie skorzystać?
- Gm. Dorohusk. Przewoźnicy przyjęli zaproszenie. Spotkają się z ukraińskim wiceministrem
- Gm. Dorohusk. Konfederacja wsparła przewoźników. W Okopach pojawił się Bosak, są też rolnicy
Napisz komentarz
Komentarze