Okazuje się, że aby "wyciągnąć" kogoś z domu, nie potrzeba wiele. W zimie najlepszym sposobem okazuje się kulig. I to taki prawdziwy, jak niegdyś, z drewnianymi saniami i końmi. Radosny i pełen uśmiechu.
- Kiedyś bawili się tak wszyscy mieszkańcy wsi. Później tradycja kuligów trochę zamarła, a może po prostu brakowało śniegu. My ten pomysł postanowiliśmy ożywić i chyba się udało - mówi pomysłodawca wydarzenia Paweł Głażewski.
Nic nie udałoby się jednak bez udziału koni i ich ciężkiej pracy. Za współpracę konia z człowiekiem odpowiadało na kuligu Stowarzyszenie Miłośników Koni "Karino". A po udanym wypadzie po leśnych duktach były same kulinarne przyjemności. Dzieciom frajdę sprawiło pieczenie kiełbasek.
- Sądzę, że siła takiej integracji tkwi w sugestywnym przekazie. Kiedy ruszy się w drogę po takich leśnych ścieżkach. Kiedy sanie cicho mkną po śniegu i kiedy podziwia się piękne widoki, wszystko dzieje się samo. Ważna jest też obecność drugiego człowieka - zauważa pan Paweł.
GALERIA ZDJĘĆ z kuligu poniżej.
Napisz komentarz
Komentarze