Do każdej stajni, także tej w Dębinie, wiedzie kręta, wymagająca ścieżka. Nie jest usłana różami. Wręcz przeciwnie. Tu i ówdzie rozsiane są ostre kamienie, a czasami głazy: „Wszystko mnie boli!”, „Nie dzisiaj!”, „Nie wyspałem się!”, „Nie zdążę!”, „Znowu?!”, „Jestem taki zmęczony!” - wydaje się krzyczeć każdy zakątek świadomości kogoś, kto rozpoczął długi proces kształtowania siebie na tej właśnie ścieżce.
Nie mów "hop"...
W stajni nie nie ma wygód. Jest za to dużo pracy i walki ze swoimi ograniczeniami i słabościami. Trzeba zadbać o tyle istotnych spraw, a przede wszystkim o siebie i swojego najwierniejszego przyjaciela. Trzeba odnaleźć w sobie gotowość do znoszenia porażek i pokorę do ciągłego kształtowania ducha i ciała. Długie godziny treningów potrafią dać nieźle w kość. Nie wszyscy bowiem nauczą się dobrze jeździć. Niektórzy będą się tylko „wozić”...
- Hania wychowuje się w stajni od najmłodszych lat. Kiedy miała 4 lata, sama przygotowywała sobie konia do jazdy, czyściła, dbała o sprzęt i najważniejsze rzeczy. Miała oczywiście problemy z samodzielnym osiodłaniem, ale z resztą radziła sobie świetnie. Przesiąkła więc atmosferą tego miejsca i naszym podejściem do koni. Jesteśmy dla niej trenerami i rodzicami. Mój mąż był przez wiele lat zawodowym jeźdźcem, a teraz zajmuje się treningami sekcji sportowej w naszej stajni – opowiada o życiu z końmi Emilia Wysocka, mama Hani.
Swoje marzenie o rozwinięciu miejsca, które zbudował od podstaw jej tata, spełniła wiele lat temu. Podczas gdy koleżanki ze środowiska marzyły o rozwinięciu biznesów w branży kosmetycznej i malowaniu paznokci, ona zakasywała rękawy roboczego ubrania i szła do stajni, aby wyczyścić i napoić konia. Niejeden pomyślałby więc: „Ta dziewczyna musi mieć charakter!”. Gdyby nie miała, nie dotarłaby tutaj, gdzie jest...
- Budujemy miejsce, które kochamy, którym żyjemy, w którym staramy się żyć jak jedna, duża rodzina. Rodzice i opiekunowie dzieci, które do nas przyjeżdżają, są zafascynowani magią tego miejsca. A przede wszystkim tym, że dzieciaki mają w sobie gotowość do tego, aby spędzać w stajni każdą wolną chwilę. W słońcu i deszczu. Cieple i mrozie. W błocie. Tutaj rodzą się prawdziwe relacje, tutaj dotykają, hm, bo ja wiem, jakiegoś prawdziwego świata, który nie pozwala siedzieć bezczynnie w miejscu. Tutaj trzeba pracować – nad sobą, z innymi i ze swoim koniem. To doskonała szkoła dla młodych, nieukształtowanych jeszcze charakterów – twierdzi pani Emilia.
Rzuciła wyzwanie starszym
Hania uwielbia konne przejażdżki, na które udaje się ze swoim tatą. Jest jej mistrzem i przyjacielem. Podpatruje go, dopytuje o różne sprawy. Wie, że ojciec zwraca uwagę na szczegóły. Zawsze mówił o tym, że najważniejsze są podstawy. Uczy członków swojej sekcji tego, aby starali się opanować te podstawy do perfekcji. To nie kwestia pedantyzmu. To konieczność. Wypracowane nawyki niejednego uratowały przed groźnym upadkiem i pozwalały wyjść z największej opresji.
- Jeżdżąc, konfrontujemy się z pewną prawdą. O sobie, o zwierzęciu, którego dosiadamy. Tutaj nie ma miejsca na półprawdy, jakieś niedopowiedzenia. Są tylko fakty, z którymi każdy, absolutnie każdy musi się zmierzyć sam. Nie każdy będzie dobrym jeźdźcem. Część naszych zawodników wiąże swoją przyszłość z końmi, ale część jeździ tylko rekreacyjnie. Trenują, owszem, dosyć intensywnie, ale robią to tylko po to, aby pożytecznie spędzić czas. Ale są i tacy, którzy trenują z myślą o poważnych, wymagających zawodach. Każdy ma swój pomysł na konie – mówi pani mama zawodniczki.
Podczas ostatnich, wojewódzkich zawodów, które stanowiły podsumowanie jesienno-zimowego halowego sezonu, Hania zmierzyła się z zawodniczkami, które były od niej zarówno starsze, jak i takimi, które startowały na nieco większych koniach. Trenerzy zgodnie twierdzą, że uczestnictwo w tego typu zmaganiach jest ważne z wielu różnych względów. Bierze się w nich udział nie tylko po to, by sięgać po najwyższe laury (choć to pewnie kuszące i na swój sposób przyjemne), ale właśnie po to, aby nabyć kolejnych, niezbędnych doświadczeń. I zobaczyć, jak radzą sobie koledzy z innych ośrodków.
- Hania jest w sumie najmłodszą zawodniczką w naszej sekcji. Udział w zawodach wyższej rangi bierze tak naprawdę od tego roku. Wcześniej uniemożliwiały jej to przepisy, choć, jak wspomniałam, z siodłem oswojona jest od najmłodszych lat. Do tej pory startowała tylko w zawodach towarzyskich. Najstarsza dziewczynka ma natomiast 15 lat. W sumie w sekcji sportowej jeździ siedem osób. Nie ma co ukrywać. To wymagający sport, z którym wiąże chociażby konieczność posiadania swojego własnego konia. Jeździec rozwija się razem z nim. Treningi odbywają się 3-4 razy w tygodniu – mówi o wymagających realiach trenerka.
Człowiek i koń - jak jeden organizm
Aby wziąć udział w finałowych zmaganiach, Hania musiała najpierw wykonać poprawnie dwa przejazdy, w przypadku których liczył się nie tyle czas, co dokładność w pokonywaniu przeszkód.
- Hania wykonała te przejazdy zupełnie bezbłędnie. Nie zrzuciła żadnej przeszkody, ale też zmieściła się w wyznaczonych, czasowych ramach. Te osoby, które zrobiły najmniej błędów albo nie zrobiły ich wcale, przechodziły do finału. Finał również polegał na wykonaniu dwóch przejazdów. W przypadku pierwszego liczyła się dokładność, ale w przypadku drugiego czas. Warto podkreślić, że w pokonywaniu tych tras ważna jest też pewna strategia. Hania dysponowała zapasem punktów, ponieważ nie zrzuciła żadnej przeszkody, więc mogliśmy sobie pozwolić na walkę o czas, na wyścigi – wyjaśnia mama zawodniczki.
Hania i „Rosa” dały sobie świetnie radę. Rozumieją się zresztą doskonale. „Rosa” jest bardzo doświadczona. Ma 16 lat i jest świetnie ujeżdżona. Współpraca z nią przynosi zawodniczce wiele satysfakcji. Czy mają marzenia? Oczywiście! Z marzeniami jest przecież tak, jak z poprzeczkami na przeszkodach. Będą zawieszane coraz wyżej, ale zdobycie ich będzie smakowało coraz bardziej.
- Cóż, naszym marzeniem i celem, który stawiamy sobie w naszej wspólnej pracy są mistrzostwa Polski. Przygotowujemy się do ich bardzo intensywnie. To dla nas ogromne wyzwanie. Zapewniam, że przeżywają to zarówno dzieci, jak i my, jako opiekunowie i trenerzy. Każde zawody stanowią mieszaninę ogromnych emocji, niepewności, ale też motywują do walki. Do zmierzenia się z sobą i materią, z którą mamy do czynienia. To nasz świat. Bez niego nie możemy żyć...
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze