Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Mieszkania, apartamenty, kawalerki do wynajęcia
Reklama

Gm. Leśniowice. 9-letnia Hania wicemistrzynią! "To jest mój skok. To moje życie..."

Wybitny polski jeździec, słynny „Hubal”, major Henryk Dobrzański, miał kiedyś powiedzieć, że przed skokiem trzeba „wrzucić serce za przeszkodę”. Takie jest jeździectwo. Czasami niesie zawodnika na skrzydłach sukcesów i wygranych, a czasami przybija bólem porażki. Hania Wysocka, utalentowana, 9-letnia zawodniczka z Dębiny, zna blaski i cienie tego wymagającego sportu od najmłodszych lat. Właśnie została wicemistrzynią województwa lubelskiego w kategorii „Open Małe”.
Gm. Leśniowice. 9-letnia Hania wicemistrzynią! "To jest mój skok. To moje życie..."
Hania Wysocka i jej "Rosa"

Źródło: nadesłane

Do każdej stajni, także tej w Dębinie, wiedzie kręta, wymagająca ścieżka. Nie jest usłana różami. Wręcz przeciwnie. Tu i ówdzie rozsiane są ostre kamienie, a czasami głazy: „Wszystko mnie boli!”, „Nie dzisiaj!”, „Nie wyspałem się!”, „Nie zdążę!”, „Znowu?!”, „Jestem taki zmęczony!” - wydaje się krzyczeć każdy zakątek świadomości kogoś, kto rozpoczął długi proces kształtowania siebie na tej właśnie ścieżce. 

Nie mów "hop"...

W stajni nie nie ma wygód. Jest za to dużo pracy i walki ze swoimi ograniczeniami i słabościami. Trzeba zadbać o tyle istotnych spraw, a przede wszystkim o siebie i swojego najwierniejszego przyjaciela. Trzeba odnaleźć w sobie gotowość do znoszenia porażek i pokorę do ciągłego kształtowania ducha i ciała. Długie godziny treningów potrafią dać nieźle w kość. Nie wszyscy bowiem nauczą się dobrze jeździć. Niektórzy będą się tylko „wozić”...

- Hania wychowuje się w stajni od najmłodszych lat. Kiedy miała 4 lata, sama przygotowywała sobie konia do jazdy, czyściła, dbała o sprzęt i najważniejsze rzeczy. Miała oczywiście problemy z samodzielnym osiodłaniem, ale z resztą radziła sobie świetnie. Przesiąkła więc atmosferą tego miejsca i naszym podejściem do koni. Jesteśmy dla niej trenerami i rodzicami. Mój mąż był przez wiele lat zawodowym jeźdźcem, a teraz zajmuje się treningami sekcji sportowej w naszej stajni – opowiada o życiu z końmi Emilia Wysocka, mama Hani.

Swoje marzenie o rozwinięciu miejsca, które zbudował od podstaw jej tata, spełniła wiele lat temu. Podczas gdy koleżanki ze środowiska marzyły o rozwinięciu biznesów w branży kosmetycznej i malowaniu paznokci, ona zakasywała rękawy roboczego ubrania i szła do stajni, aby wyczyścić i napoić konia. Niejeden pomyślałby więc: „Ta dziewczyna musi mieć charakter!”. Gdyby nie miała, nie dotarłaby tutaj, gdzie jest...

- Budujemy miejsce, które kochamy, którym żyjemy, w którym staramy się żyć jak jedna, duża rodzina. Rodzice i opiekunowie dzieci, które do nas przyjeżdżają, są zafascynowani magią tego miejsca. A przede wszystkim tym, że dzieciaki mają w sobie gotowość do tego, aby spędzać w stajni każdą wolną chwilę. W słońcu i deszczu. Cieple i mrozie. W błocie. Tutaj rodzą się prawdziwe relacje, tutaj dotykają, hm, bo ja wiem, jakiegoś prawdziwego świata, który nie pozwala siedzieć bezczynnie w miejscu. Tutaj trzeba pracować – nad sobą, z innymi i ze swoim koniem. To doskonała szkoła dla młodych, nieukształtowanych jeszcze charakterów – twierdzi pani Emilia.

Rzuciła wyzwanie starszym

Hania uwielbia konne przejażdżki, na które udaje się ze swoim tatą. Jest jej mistrzem i przyjacielem. Podpatruje go, dopytuje o różne sprawy. Wie, że ojciec zwraca uwagę na szczegóły. Zawsze mówił o tym, że najważniejsze są podstawy. Uczy członków swojej sekcji tego, aby starali się opanować te podstawy do perfekcji. To nie kwestia pedantyzmu. To konieczność. Wypracowane nawyki niejednego uratowały przed groźnym upadkiem i pozwalały wyjść z największej opresji.

- Jeżdżąc, konfrontujemy się z pewną prawdą. O sobie, o zwierzęciu, którego dosiadamy. Tutaj nie ma miejsca na półprawdy, jakieś niedopowiedzenia. Są tylko fakty, z którymi każdy, absolutnie każdy musi się zmierzyć sam. Nie każdy będzie dobrym jeźdźcem. Część naszych zawodników wiąże swoją przyszłość z końmi, ale część jeździ tylko rekreacyjnie. Trenują, owszem, dosyć intensywnie, ale robią to tylko po to, aby pożytecznie spędzić czas. Ale są i tacy, którzy trenują z myślą o poważnych, wymagających zawodach. Każdy ma swój pomysł na konie – mówi pani mama zawodniczki.

Podczas ostatnich, wojewódzkich zawodów, które stanowiły podsumowanie jesienno-zimowego halowego sezonu, Hania zmierzyła się z zawodniczkami, które były od niej zarówno starsze, jak i takimi, które startowały na nieco większych koniach. Trenerzy zgodnie twierdzą, że uczestnictwo w tego typu zmaganiach jest ważne z wielu różnych względów. Bierze się w nich udział nie tylko po to, by sięgać po najwyższe laury (choć to pewnie kuszące i na swój sposób przyjemne), ale właśnie po to, aby nabyć kolejnych, niezbędnych doświadczeń. I zobaczyć, jak radzą sobie koledzy z innych ośrodków.

- Hania jest w sumie najmłodszą zawodniczką w naszej sekcji. Udział w zawodach wyższej rangi bierze tak naprawdę od tego roku. Wcześniej uniemożliwiały jej to przepisy, choć, jak wspomniałam, z siodłem oswojona jest od najmłodszych lat. Do tej pory startowała tylko w zawodach towarzyskich. Najstarsza dziewczynka ma natomiast 15 lat. W sumie w sekcji sportowej jeździ siedem osób. Nie ma co ukrywać. To wymagający sport, z którym wiąże chociażby konieczność posiadania swojego własnego konia. Jeździec rozwija się razem z nim. Treningi odbywają się 3-4 razy w tygodniu – mówi o wymagających realiach trenerka.

Człowiek i koń - jak jeden organizm

Aby wziąć udział w finałowych zmaganiach, Hania musiała najpierw wykonać poprawnie dwa przejazdy, w przypadku których liczył się nie tyle czas, co dokładność w pokonywaniu przeszkód.

- Hania wykonała te przejazdy zupełnie bezbłędnie. Nie zrzuciła żadnej przeszkody, ale też zmieściła się w wyznaczonych, czasowych ramach. Te osoby, które zrobiły najmniej błędów albo nie zrobiły ich wcale, przechodziły do finału. Finał również polegał na wykonaniu dwóch przejazdów. W przypadku pierwszego liczyła się dokładność, ale w przypadku drugiego czas. Warto podkreślić, że w pokonywaniu tych tras ważna jest też pewna strategia. Hania dysponowała zapasem punktów, ponieważ nie zrzuciła żadnej przeszkody, więc mogliśmy sobie pozwolić na walkę o czas, na wyścigi – wyjaśnia mama zawodniczki.

Hania i „Rosa” dały sobie świetnie radę. Rozumieją się zresztą doskonale. „Rosa” jest bardzo doświadczona. Ma 16 lat i jest świetnie ujeżdżona. Współpraca z nią przynosi zawodniczce wiele satysfakcji. Czy mają marzenia? Oczywiście! Z marzeniami jest przecież tak, jak z poprzeczkami na przeszkodach. Będą zawieszane coraz wyżej, ale zdobycie ich będzie smakowało coraz bardziej.

- Cóż, naszym marzeniem i celem, który stawiamy sobie w naszej wspólnej pracy są mistrzostwa Polski. Przygotowujemy się do ich bardzo intensywnie. To dla nas ogromne wyzwanie. Zapewniam, że przeżywają to zarówno dzieci, jak i my, jako opiekunowie i trenerzy. Każde zawody stanowią mieszaninę ogromnych emocji, niepewności, ale też motywują do walki. Do zmierzenia się z sobą i materią, z którą mamy do czynienia. To nasz świat. Bez niego nie możemy żyć...

Czytaj także:


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamareklama Bon Ton
Reklama
Reklama
Reklama