Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Mieszkania, apartamenty, kawalerki do wynajęcia
Reklama

MIAŁ JĄ TYLKO ODPROWADZIĆ DO DOMU...

Zdziwił się, gdy na pytanie, czy ma sympatię, odpowiedziała, że jest jeszcze za mała, by zadawać się z chłopakami. No, nie żartuj. Serio? - uśmiechnął się krzywo, po czym nie czekając, co odpowie, rzucił się na dziewczynkę i zaczął „wprowadzać ją w dorosłe życie”, zdzierając z niej ubranie. Próbowała mu się wyrwać, ale był od niej silniejszy. Zrobiło jej się niedobrze, bała się, że zaraz zemdleje. Znikąd ratunku...
MIAŁ JĄ TYLKO ODPROWADZIĆ DO DOMU...

Źródło: IamFOSNA/Pixabay

Mariusz Gadomski przypomina mrożące krew w żyłach historie sprzed lat

Morskie Oko kojarzy się ze stolicą polskich Tatr. Wszędzie, ale nie w Krasnymstawie. Tam jest bowiem kino o takiej nazwie. Nie wiadomo skąd się ona wzięła. Faktem jest jednak, że kino „Morskie Oko” działa już od roku 1944 w ramach Krasnostawskiego Domu Kultury i cieszy się niesłabnącą popularnością.

Opisywana historia w pewien sposób wiąże się z „Morskim Okiem”. Wydarzyła się po projekcji jednej z największych polskich superprodukcji.

Już wakacje!

Dwunastoletnia Elżbieta Pawłowska wróciła ze szkoły w radosnym nastroju. Nie miała nic zadane, nie musiała przygotowywać się do żadnego sprawdzianu. 24 czerwca 1966 roku był bowiem pierwszym dniem wakacji.

Świadectwo przyniosła dobre, widniały na nim piątki i tylko dwie czwórki - z matematyki i WF-u. Rodziców Eli rozpierała duma, że mają tak zdolną, rozsądnie myślącą córkę. Oby tak dalej. Może za kilka lat na studia pójdzie? Niech się uczy, zdobywa wiedzę. Im nie było to dane.

Ale teraz dość o szkole. Niech odpoczywa i nabiera sił przed nowym rokiem szkolnym, który z pewnością będzie jeszcze trudniejszy niż poprzedni.  

Po obiedzie dziewczynka powiedziała, że chce się spotkać z koleżankami. Już się umówiły. Jednakże jej plany niespodziewanie uległy zmianom.

Został nam wolny bilet

Pawłowscy mieszkali na obrzeżach Krasnegostawu. Od kilku lat przyjaźnili się z Zenonem i Walerią Leśniakami, którzy kiedyś byli ich sąsiadami. Przed rokiem przeprowadzili się do bloku, ale nadal utrzymywali z Pawłowskimi znajomość.

Leśniakowie pracowali na wyższych stanowiskach, ale nie zadzierali nosa, że wiedzie im się lepiej niż Pawłowskim. Oba małżeństwa często spotykały się towarzysko.

Gdy Elżbieta szykowała się już do wyjścia, wpadł Zenon Leśniak Tylko na chwilę, nawet nie wchodził do pokoju. Złożył Pawłowskim nieoczekiwaną propozycją. Powiedział, że jego żona załatwiła w pracy trzy bilety na dzisiejszy seans filmowy w kinie „Morskie Oko”. Wyświetlano „Faraona”. 

- Miała z nami pójść kuzynka Wali, ale niestety nie może. Coś jej wypadło, zdaje się, że nadgodziny. Został nam jeden wolny bilet. Po co ma się zmarnować? Może któreś z was reflektuje na kino? - spytał mężczyzna.

Państwo Pawłowscy podziękowali za zaproszenie. Nie mogli z niego skorzystać. Rano musieli wcześnie wstać i jechać do pracy (co prawda nazajutrz była sobota, ale w czasach PRL w soboty się pracowało jak w każdy inny dzień).

  - Szkoda, że tak wyszło. Ale może Ela by się z wami wybrała? Zasłużyła na kino. Tak się pilnie uczyła przez cały rok - powiedziała pani Pawłowska.

  - No jasne! Nagroda się należy bez dwóch zdań. A poza tym będzie mogła połączyć przyjemne z pożytecznym. „Faraon” to przecież szkolna lektura - dodał ojciec dziewczynki.

Był pewien szkopuł. Wieczorny seans potrwa ponad trzy godziny. Skończy się po dziesiątej. Lepiej, żeby Ela nie wracała tak późno. Na wszystko jest jednak rada. Zenon Leśniak uspokoił rodziców dziewczynki, solennie obiecując, że po seansie odprowadzą ich córkę pod sam dom.

Dziewczynka po namyśle zgodziła się pójść do kina. Na spotkania z koleżankami ma przecież całe dwa miesiące. Zrozumieją i wybaczą jej, gdy im wyjaśni, że byłoby z jej strony niegrzecznie nie skorzystać z zaproszenia.

Żonę rozbolała głowa...

Zresztą chciała obejrzeć ten film. Prasa dużo pisała o nim, zanim jeszcze wszedł na ekrany kin. To była jedna z największych polskich superprodukcji, niektóre sceny kręcono w Egipcie.

Dziewczynka widziała fotosy, które aż zapierały dech. Ale najbardziej podobał jej się aktor odtwarzający główną rolę. Taki męski, mogłaby się nawet w nim zakochać...

Z domu do rynku w Krasnymstawie, gdzie mieli na nią czekać Leśniakowie, było blisko dwa kilometry. Dziewczynka przyszła  kilkanaście minut przed rozpoczęciem seansu. Trochę się zdziwiła, bo na ławce siedział tylko Leśniak. Na jej widok uśmiechnął się z zakłopotaniem, po czym wyjaśnił, że żona dostała migreny i zrezygnowała z kina.

- Wzięła tabletkę i położyła się – powiedział. - Chodźmy już, aby nie tłoczyć się przy wejściu.

Znaczna część miejsc na widowni kina była już zajęta. Film w reżyserii Jerzego Kawalerowicza na podstawie powieści Bolesława Prusa wszedł na ekrany przed kilkoma miesiącami i cieszył się niesłabnącym zainteresowaniem miłośników X muzy. Po bilety do kasy ustawiały się długie kolejki.

Odnaleźli swoje miejsca, usiedli. Punktualnie o dziewiętnastej obsługa kina pogasiła lampy. Najpierw wyświetlono kronikę filmową, potem na ekranie pojawiły się egipskie piramidy.

Losy faraona Ramzesa były dramatyczne. Elżbieta parokrotnie ocierała ukradkiem łzę. Szczególnie poruszyła ją scena, w której młody władca zostaje zasztyletowany. Czuła się jednak coraz bardziej zmęczona i senna po pełnym wrażeń dniu. Oczy jej się zamykały, z trudem doczekała do napisów końcowych.

Było już wpół do jedenastej. Znajomy rodziców dziewczynki nie zapomniał o obietnicy odprowadzenia ich córki do domu, mimo iż zapewniała go, że nie jest małym dzieckiem i z pewnością nie zabłądzi.

- Oczywiście, nie wątpię w to, że sobie poradzisz. Masz jednak dopiero dwanaście lat i nie powinnaś sama chodzić po nocy, bo to niebezpieczne – zdecydował.

Może się poprzytulany?

Minęli pogrążone w mroku centrum Krasnegostawu, skręcili następnie w boczną drogę, która o tej godzinie była całkowicie pusta. Leśniak dzielił się z Elżbietą wrażeniami z filmu.

- Zapamiętałem fragment, w którym wojsko faraona zasypuje kanał. Co za podłe czasy! Jak oni mogli tak skrzywdzić tego biednego rolnika? - mówił z oburzeniem.

Później zmienił temat. Pytał ją o szkołę, nauczycieli, koleżanki i wakacyjne plany. Chciał się także dowiedzieć, czy dziewczynka ma już sympatię.

- No co pan? - obruszyła się i spłonęła rumieńcem. - Jestem jeszcze za mała na chłopaków.

- Oj tam, oj tam, nie jesteś już taka mała. Wyglądasz na więcej lat, niż masz. Rośnie z ciebie piękna panna...

- Gdzie ja tam piękna...

- Mówię prawdę, a ty nie bądź taka skromna, znam cię długo, nie musisz się mnie krępować.

Nieoczekiwanie wziął ją za rękę. Nie spodobało jej się to, ale nie miała śmiałości zaprotestować. Mężczyzna zwolnił kroku, rozejrzał się wokoło. W pobliżu były gęste zarośla. Kolejne słowa mężczyzny wystraszyły dwunastolatkę nie na żarty. Zaproponował bowiem, by na chwilę tu przystanęli i poprzytulali się...

Nie wiedziała, co odpowiedzieć, zresztą głos uwiązł jej w krtani. Leśniak był w wieku jej ojca. Przyjaciel rodziców nie czekał jednak na jej odpowiedź i zgodę.

Mocniej ją chwycił za ramię i zaciągnął do przydrożnego rowu, który zasłaniały wysokie krzaki. Przewrócił ją na ziemię, położył się na niej i rozpoczął „przytulanki”. Usiłował ją pocałować w usta, ale dziewczynka odwracała głowę, prosząc napastnika, by ją puścił. On był jednak coraz bardziej podniecony.

Zaczął zdzierać z niej sukienkę i majtki. Ciężko dyszał. Mówiła mu z płaczem, żeby przestał, bo powie o wszystkim rodzicom. W pewnym momencie zaryzykowała podstęp. Przestała mu się opierać, a wtedy jego uścisk zelżał. Wyrwała się, wstała i zaczęła uciekać. Leśniak nie pobiegł za nią.

Kiepsko się wybielał

W domu nie musiała dużo mówić. Matka, widząc porwane ubranie córki, obtarcia na jej rękach i nogach oraz zdenerwowanie, domyśliła się, co ją spotkało. Przeżyła szok, gdy Ela wyznała, że została skrzywdzona przez ich przyjaciela. A właściwie przez człowieka, który udawał przyjaźń. Prawdziwy przyjaciel nigdy by tak nie postąpił.

Ojciec Elżbiety chciał się z nim po męsku porachować. Jednakże żona wyperswadowała mu ten pomysł. Gdyby go pobił, sam mógłby mieć kłopoty. Od takich spraw jest milicja i sąd.

Leśniak został wkrótce zatrzymany i aresztowany pod zarzutem usiłowania zgwałcenia nieletniej i doprowadzenie pokrzywdzonej do innej czynności seksualnej. Mężczyzna początkowo zaprzeczał. Twierdził, że dziewczynka z nieznanego mu powodu pomawia go. Kiedy jednak milicja odczytała mu zeznanie Elżbiety, w którym było opisane krok po kroku, co zrobił, przestał wypierać się winy. Nie bardzo potrafił wyjaśnić pobudek swojego czynu.

Tłumaczył się wypitym wcześniej alkoholem. Twierdził, że wódka w połączeniu z nastrojem ciepłej czerwcowej nocy tak na niego podziałała, że się zapomniał.

- Dobrze wiedziałem, ile ona ma lat, ale to mnie nie powstrzymało. Zgłupiałem, inaczej tego nie umiem nazwać. Bardzo żałuję, że przez mnie najadła się strachu. Ostatecznie jednak nie doszło do stosunku. Płakała, prosiła, bym ją puścił. Poczułem litość i pozwoliłem jej odejść – wyjaśniał.

Takimi samymi słowami próbował wybielać się w czasie procesu. Sąd powiatowy nie dał się nabrać na jego bajeczki. Wyrokiem z dnia 3 października 1966 r. uznał Zenona Leśniaka a winnego zarzucanego mu czynu i skazał go na dwa lata pozbawienia wolności oraz utratę praw publicznych i obywatelskich na okres czterech lat.

Zarówno oskarżyciel, jak i obrońca Zenona Leśniaka odwołali się od wyroku. W procesie rewizyjnym Sąd Wojewódzki w Lublinie uniewinnił mężczyznę, przyjmując jego tłumaczenia.

Rewizja nadzwyczajna

 Ale na tym nie koniec. Sprawa uwiedzenia nieletniej i bulwersujący wyrok uniewinniający pedofila zainteresowały Prokuratora Generalnego PRL. Wniósł o rewizję nadzwyczajną do Sądu Najwyższego.

Najwyższa instancja uznała, że Zenon Leśniak nie zasługuje na względy. Okoliczności poprzedzające zdarzenie wskazywały, że zaplanował uwiedzenie dziewczynki. Sprytnie to sobie wymyślił. By skłonić rodziców Elżbiety Pawłowskiej do wyrażenia zgody na jej pójście do kina, skłamał, że wybiera się tam z żoną.

Żona oskarżonego o niczym nie wiedziała. Okłamał również ją, mówiąc, że idzie spotkać się z kolegami. Nieprawdziwe były też jego wyjaśnienie dotyczące odstąpienia od zgwałcenia dziewczynki. Zrezygnował nie z litości, tylko ze strachu, gdy zagroziła, że powie o wszystkim rodzicom.

Imiona i nazwiska zostały zmienione


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamareklama Bon Ton
Reklama
Reklama
Reklama