Dzisiaj trudno już odtworzyć te historyczne początki skryhiczyńskiej jednostki. To, co na jej temat wiadomo, przekazywano z pokolenia na pokolenie, ale nie zachowały się, niestety, żadne dokumenty.
– Wiemy jednak, że w gronie ojców-założycieli znaleźli się między innymi Kazimierz Szkudziński - ówczesny kierownik szkoły podstawowej w Skryhiczynie, pierwszy prezes jednostki, który we wspomnieniach funkcjonuje jako „Niuniek”, a także Stanisław Buczek (który pełnił funkcję skarbnika – przyp. red.), Józef Buczek (naczelnik jednostki – przyp. red.) i Paweł Zańko, sołtys wsi Skryhiczyn – odtwarza ze skrupulatnie prowadzonych notatek prezes jednostki Wiesław Struś.
„Niuniek” przekazał strażakom działkę, na której powstała pierwsza, drewniana remiza. Budynek spłonął w czasie wojny. Sam „Niuniek” został rozstrzelany w pierwszych dniach niemieckiej okupacji, natomiast pozostali założyciele trafili do obozu na Majdanku.
– W nowej rzeczywistości na czele jednostki stanęli Józef Buczek i Stanisław Turewicz. Cały swój dobytek, który był dosyć skromny, ochotnicy przenieśli do budynku miejscowej szkoły. W pewnym senie historyczny dla jednostki okazał się rok 1959, kiedy po wygranych zawodach strażackich w Hrubieszowie pojawiła się w Skryhiczynie pierwsza motopompa. To był, proszę mi wierzyć, duży przełom. Wcześniej strażacy gasili płomienie przy pomocy beczki i ręcznej pompy. Cały taki zestaw przewożono natomiast na wozie konnym – mówi o realiach pracy poprzedników prezes Struś.
Okazuje się, że ta historyczna, bo pierwsza motopompa służyła druhom aż do 1979 roku, a więc przez 20 lat. Kolejny, nowszy model, strażacy wywalczyli, a jakże, również podczas strażackich zawodów.
– Tę kolejną pompę pamiętam również ja, ponieważ jestem członkiem jednostki od 1974 roku. W sumie można powiedzieć, że służy nam do dzisiaj. Przeszła kapitalny remont i dalej używamy jej przy różnego rodzaju zdarzeniach – wyjaśnia doświadczony druh.
Wciąż problemem pozostawał jednak odpowiedni lokal. Strażacy przenosili się do różnych miejsc, alezadomowili się dopiero w 1983 roku.
– Ówczesne kółko rolnicze przeniosło się akurat do Dubienki, a swoją siedzibę przekazało nam. Zyskaliśmy wreszcie miejsce, gdzie można było zabezpieczyć sprzęt. Z czasem pojawił się murowany garaż, a teraz budynek remizy pełni też rolę świetlicy wiejskiej – opowiada Struś.
Przez te wszystkie lata druhowie ze Skryhiczyna borykali się też z brakiem odpowiedniego samochodu. Dopiero w 2010 roku udało się zakupić leciwego, ale sprawnego i niewysłużonego żuka z lat 70. Miał tylko 40 tys. przebiegu...
– Teraz służy nam jako zabytek, a jego miejsce zajął w 2020 roku ford transit, który to samochód przekazała nam jednostka Straży Granicznej w Chełma. Używany był przez funkcjonariuszy straży jako więźniarka, więc musieliśmy przebudować nieco to auto dla swoich potrzeb. Ale nie mamy z nim większych problemów. Służy wszędzie tam, gdzie jedziemy do akcji – mówi prezes, który rozwój jednostki na tym stanowisku obserwuje od 1986 roku.
Dzisiaj z jednostką związanych jest 43 druhów, w tym osiem pań. Przydałaby się także młodzieżowa drużyna pożarnicza, ale w Skryhiczynie brakuje niestety młodych...
– Cóż, wieś się stopniowo wyludnia i coraz trudniej o młodych adeptów. Trwamy jednak. Nie zrażamy się. Oby jednostka przetrwała kolejne 100 lat – mówi z uśmiechem Wiesław Struś.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze