Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama baner reklamowy

Od kwiatów do odpadów – moja droga w biznesie cz. IV

KRZYSZTOF RDEST O SOBIE Krzysztof Rdest – lat 57, przedsiębiorca, mieszkający w Żyrardowie. Właściciel spółki akcyjnej, żonaty. Żona Agnieszka współprowadzi firmę. Córka Małgorzata absolwentka dziennikarstwa na UJ w Krakowie, wiceprezes spółki.
Od kwiatów do odpadów – moja droga w biznesie cz. IV

Pod koniec lat 90., miałem już ugruntowaną pozycję wśród krajowych dystrybutorów wyrobów tytoniowych. Jak jednak wspominałem w ostatnim odcinku, zauważyłem zmianę w podejściu moich rodaków do kwestii palenia papierosów. Wyraźnie dawało się zauważyć, że staje się niemodne. Dla bezpieczeństwa należało się rozglądać za nowym interesem. W trakcie jednego z rodzinnych spotkań, kuzyn żony zaangażowany w działalność sportową narzekał, że mają w swoim związku ogromny problem z transportem zawodników na zgrupowania i zawody. Trudno w to dzisiaj uwierzyć, ale ciągle głównym dostawcą usług transportowych były PKS-y, chociaż oczywiście duża część z nich już przekształcona w rozmaite spółki. Samo przekształcenie w spółkę nie rozwiązywało jednak problemów tych post PRL-owskich firm, z których główny zwykle stanowił tabor.

Tak więc z problemów transportowych biatlonistów – bo taką dyscyplinę sportu reprezentował kuzyn żony – narodził się mój nowy biznes. Ponieważ od dziecka jeżdżąc na różne kolonie letnie, marzyłem aby w przyszłości zostać kierowcą autobusu, łatwo było mi podjąć decyzję, że jest to branża właśnie dla mnie. Kupiłem mały autokar marki Mitsubishi Prestige, który zabierał na pokład 27 pasażerów. Moim pierwszym kierowcą, który zasiadł za kierownicą tego autokaru był Michał. Śledzący moją opowieść mogą się domyślić, że Michał jak inni wymieniani w tych wspomnieniach pracownicy, pracuje ze mną do dzisiaj i jest jedną z kluczowych osób w firmie. Nadal zajmuje się branżą transportową. Dzisiaj jednak już zarządza i kontroluje powierzony mu obszar działalności, z rzadka tylko siadając za kierownicą autokarów. I tak oto znalazłem się w branży transportowej, stając się głównym przewoźnikiem polskich biatlonistów. Szybko trzeba było dokupić drugi autokar. Tym razem była to Andoria LDV.

W początkowej fazie tej działalności oczywiście chciałem osobiście kontrolować rozwój nowego biznesu. Toteż nie rozstawałem się z grafikiem pracy autokarów i kierowców, bo wciąż pojawiały się nowe zlecenia. W zasadzie moja rola ograniczała się do organizacji pracy, ponieważ sam nigdy nie zrobiłem prawa jazdy, uprawniającego mnie do prowadzenia tych pojazdów. Żona mi nie pozwoliła. W trakcie jednej z rozmów rekrutacyjnych, kandydat na kierowcę zapytany o to, czy posiada rodzinę, odpowiedział, że odkąd zaczął pracować w branży turystycznej jako kierowca, już rodziny nie posiada. To dla mojej żony był wystarczający argument, aby wydać absolutny i wciąż obowiązujący zakaz podnoszenia moich kwalifikacji jako kierowcy. Tak więc dziecięce marzenia o byciu „panem kierowcą autobusu” zostały sprowadzone do roli dyspozytora i to musiało mi wystarczyć. Wspomnę, że drugim kierowcą autokaru został Grzegorz, który dzisiaj jeździ u mnie w firmie autokarami już razem ze swoim dorosłym synem, który także jest kierowcą.

To kolejny przykład, że EMKA jest firmą wielopokoleniową. Być może przyjdzie kiedyś czas, że pojawi się trzecie pokolenie pracowników, ale to jeszcze odległa melodia przyszłości. Na razie wciąż cieszymy się własną młodością. A jak wyglądała wtedy nasza rzeczywistość poza moją firmą? Opisywane wydarzenia mają miejsce w 1998 i 1999 roku. Wschodzącą gwiazdą naszej telewizji był wtedy Tomasz Kamel. Widzowie z niecierpliwością czekali na kolejne odcinki Złotopolskich i śledzili losy bohaterów Miodowych Lat i rodziny Kiepskich. W wakacyjnych kurortach hitem był przebój Reni Jusis – „Zakręcona”, a na prywatkach przygrywał Kult z przebojem „Gdy nie ma dzieci”. Od 1999 roku praktycznie nie ma w Polsce wesela, na którym nie zagrano by przeboju Kayah „Prawy do lewego”. Przypomnijmy sobie także końcówkę tego roku i powszechne wtedy obawy o tzw. efekt milenijny. Wszyscy spodziewali się, że wejście w nowe datowanie związane z rokiem 2000, spowoduje nieprzewidywalny kataklizm w sieciach komputerowych. Jak się okazało pluskwa milenijna żadnych zniszczeń nie dokonała, ale był strach i mobilizacja działów informatycznych w wielu firmach w noc sylwestrową. Rok 2000 traktowany jako symboliczny i przełomowy, taki sam okazał się i w życiu mojej firmy.

Latem tego roku wyjechaliśmy z żoną na pierwsze zagraniczne wakacje do Tunezji. Z lotniska do hotelu jechaliśmy pięknym, luksusowym autokarem. Wprawdzie było to tylko 24 lat temu, ale wtedy na naszych drogach takie ekskluzywne autokary stanowiły rzadkość. I znowu wakacyjny wyjazd przyniósł olśnienie wpływające na dalszy rozwój mojej firmy. Po powrocie z wakacji zrobiłem rozeznanie na rynku i nawiązałem kontakt z firmą Scania. Zaowocowało to zakupem jednej z pierwszych w Polsce Scanii Irizar. Dla mojej firmy był to punkt zwrotny w transporcie autokarowym i wejście na rynek przewozów stricte turystycznych. Autokary Scanii wyglądały efektownie
i oferowały coraz bardziej poszukiwany przez klientów komfort podróżowania. Ich pojawienie się na ulicach spowodowało, że poważni klienci sami zaczęli dzwonić do firmy. Tak trafił pod skrzydła mojej firmy jeden z kluczowych klientów, z którym współpraca trwa do dzisiaj, a większa część mojego taboru świadczy usługi właśnie na jego potrzeby. Kluczem do nawiązania tej współpracy był rzadko jeszcze wtedy spotykany wysoki standard zarówno sprzętu jak i obsługi oferowanej przez naszych pracowników, na co zawsze zwracałem szczególną uwagę.

Dzisiaj z perspektywy czasu można powiedzieć, że rok 2000 stanowił taką umowną cezurę pomiędzy tym siermiężnym kapitalizmem, jaki się w kraju rozwijał od 1989 roku, a dzisiejszą nowoczesną gospodarką. Wprawdzie na świecie wyszukiwarka Google pojawiła się w 1998 roku, ale w naszym kraju jej powszechne wykorzystanie to właśnie czas wejścia w nowe milenium. Nikt już wtedy nie biegał na pocztę, aby nadać faks. Faks w firmie też był już powszechnie zastępowany pocztą elektroniczną, a pracownicy nagminnie oddawali się dyskusjom na Gadu-Gadu. Moja córka Małgosia poszła do pierwszej klasy, a Polska stawała się zupełnie innym krajem. Inne wymagania, inne wyzwania, ale i nowe możliwości. Moja firma będąc wciąż na fali wznoszącej, już szukała dla siebie nowych sposobności i szans, o czym opowiem w kolejnym odcinku.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklamareklama Bon Ton
Reklama
Reklama
Reklama