Zmiany mają zostać zapisane w nowym prawie łowieckim. Rodzi się ono w trudach, bo przeciwko wielu proponowanym przepisom protestują właśnie myśliwi.
Nie podoba im się też propozycja rzecznika praw obywatelskich, które z kolei popiera Ministerstwo Klimatu i Środowiska.
„W najbliższych miesiącach będziemy pracować nad nowelizacją prawa łowieckiego dostosowującą przepisy do wymagań Konstytucji RP, dotyczącą między innymi podnoszonego przez RPO problemu praw własności właścicieli gruntów, na których odbywają się polowania” – to odpowiedź resortu na pytania „Rzeczpospolitej”.
Uprawnienia właścicieli działek są iluzoryczne
Polowania to w Polsce drażliwy temat, a jedną z przyczyn tego jest to, że myśliwi właściwie polują, gdzie i kiedy chcą. W sierpniu RPO uznał, że należy zmienić przepisy i mocniej chronić właścicieli prywatnych gruntów – łąk, pól, lasów.
„Od kilku lat do BRPO wpływają skargi obywateli i organizacji społecznych będących właścicielami nieruchomości w obrębie obwodów łowieckich na narzucanie im obowiązku znoszenia działalności myśliwych. Jest ona niezbędna dla zapewnienia odpowiedniej gospodarki łowieckiej i zbalansowania ochrony środowiska. Jednak powinna uwzględniać prawa właścicieli nieruchomości, na których są prowadzone polowania” – uważa Marcin Wiącek, rzecznik praw obywatelskich.
Chodzi o to, że obwody łowieckie ustala sejmik województwa i mogą one obejmować prywatną ziemię. Przy czym jej właściciele nie mają wielu narzędzi, żeby przeciwko temu zaprotestować. RPO wprost pisze, że uprawnienia osoby, która ma zastrzeżenia są „iluzoryczne”.
Właściciele muszą mieć wpływ na tworzenie obwodów łowieckich
Bo gdy jest organizowane polowanie, to w tym czasie właściciel w ogóle nie może korzystać ze swojej ziemi. Często nie może nawet tam przebywać.
Bo „wraz z utworzeniem obwodu powstaje potencjalne zagrożenie dla życia i zdrowia związane z wykorzystaniem broni palnej przez myśliwych. Uzasadnia to przyznanie właścicielom większego wpływu na tworzenie obwodów niż planów zagospodarowania” – nie ma wątpliwości RPO.
Jest jeszcze sprawa pieniędzy
Za polowanie „na prywatnym” związek łowiecki nic nie płaci. Ale jeżeli już myśliwi strzelają w państwowych lasach, to muszą się z tego finansowo rozliczyć.
To rozwiązania sprzed epoki internetu
Kolejny punkt zapalny. Teraz myśliwi nie muszą informować właściciela ziemi, że zamierzają na jego terenie zorganizować polowanie.
„Istnieje jedynie obowiązek podania przez gminę do publicznej wiadomości zamiaru organizacji polowania zbiorowego. Wymaga to od właściciela nieustannego śledzenia obwieszczeń gminy, podczas gdy to ona powinna poinformować każdego z właścicieli” – punktuje rzecznik praw obywatelskich.
I dodaje, że to rozwiązania sprzed epoki inetrnetu.
Myśliwi są na „nie”
Te pomysły nie podobają się samym myśliwym. Kiedy Wiącek przedstawił swoje zastrzeżenia, Polski Związek Łowiecki ocenił je jako „nietrafione i nieprawdziwe”.
PZŁ uważa, że organizowanie obwodów łowieckich jest jawne i przejrzyste i każdy może wnieść uwagi.
„Wprowadzenie obowiązku informowania o miejscu i czasie wykonywania polowania indywidualnego w obecnych uwarunkowaniach, gdzie działają radykalne ruchy antyłowieckie, które uciekają się do działań bezprawnych (celowe zakłócanie polowań, ekoterroryzm) naraziłoby bezpośrednio życie i zdrowie myśliwych, a także osób trzecich” – przekonują myśliwi
Obowiązek informowania o polowaniu porównują do sytuacji policjantów planujących akcje. I informowaniu o tym innych, „w którym miejscu i o jakim czasie (...) pełnią służbę w terenie”.
Czytaj też:
Napisz komentarz
Komentarze