Skarżący złożył wniosek o skontrolowanie parafii w Buśnie, bowiem od czerwca 2017 roku zabiega o informacje dotyczące swojego dziadka Jakuba Libusia, i mimo próśb kierowanych do proboszcza pisemnie, mailowo i telefonicznie, niczego się nie dowiedział. Jego zdaniem, traktowany jest lekceważąco. Zapis dotyczący jego dziadka powinien być w księgach metrykalnych z początku XX-wieku. Jednak do tej pory nie zostały one opracowane przez dotychczasowych proboszczów. Pismo ze skargą zostało również przesłane do Konferencji Episkopatu Polski w Warszawie.
Dziadek jakby nie istniał
- Naszło mnie na stare lata, by zebrać informacje o rodzinie. Wszystkie już mam, poza tymi dotyczącymi dziadka. Nie wiem nic o nim, poza wzmianką w akcie drugiego małżeństwa mojej babki, że jest wdową po Jakubie Libusiu - mówi Romuald Zieliński z Olsztyna, autor skargi.
Jego dziadek zawarł związek małżeński w cerkwi w Buśnie ok. 1910-1914 roku. Dziś dawna cerkiew to kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Buśnie.
- Nikt już nie żyje z osób, które mogłyby coś pamiętać o moim dziadku. Żadnych wzmianek o nim nie znalazłem w archiwach lubelskim i zamojskim oraz w sąsiednich parafiach, w tym prawosławnych w Chełmie i Hrubieszowie. Pozostała mi więc tylko parafia w Buśnie - dodaje.
Jakub Libuś był ojcem Walerii i Aleksandry Libuś. Po jego śmierci wdowa Paraskiewa z domu Pominkiewicz wyszła powtórnie za mąż za Piotra Góździa i zamieszkała w Nowokajetanówce. Tam też w 1944 roku urodził się jej wnuk Romuald Zieliński.
Przyczyną śmierci dziadka pana Romualda mógł być tyfus. Prawdopodobnie został on pochowany na cmentarzu prawosławnym w Buśnie, ale o poszukiwaniu tam śladów pochówku nie ma co nawet marzyć.
- Trudno o jeszcze gorszy stan tego cmentarza niż obecnie. W 2014 roku, gdy ksiądz Łuszcz obejmował parafię, cmentarz był uporządkowany. Obecnie teren jest zarośnięty trawami, krzewami i drzewami samosiejkami, które mają już po 4-5 metrów wysokości. Niektóre nagrobki już się przewracają - zauważa Zieliński.
Cmentarz odwiedził w październiku tego roku i był zbulwersowany jego stanem. Napisał więc do biskupa, że "proboszcz zaniedbuje świadomie i rażąco swoje obowiązki jako administrator formalny i duchowy tego terenu".
Ksiądz szukał, nie znalazł
- Nie jest prawdą, że nie szukałem informacji o dziadku tego pana. Nie tylko ja starałem się coś ustalić, ale też gmina. Cała okolica jest tym zainteresowana. Poszukiwania trwają, ale nie ma śladów. Nie znalazłem wpisu w księgach - zapewnia ksiądz Andrzej Łuszcz, który również o swoich dobrych intencjach zapewnił biskupa, gdy ten do niego zadzwonił z informacją o skardze.
Jak stwierdził, nic nie poradzi na to, że nie ma wpisu w księgach. Również sam zainteresowany, w obecności proboszcza, mógłby do tych ksiąg zajrzeć.
- Nie mam odpowiedniego wykształcenia. Księgi nie były pisane po polsku. W dodatku mieszkam w Olsztynie, a więc 500 kilometrów od parafii w Buśnie - odpowiada Zieliński. - W akcie desperacji napisałem pismo do proboszcza, zobowiązując się do pokrycia kosztów tłumaczeń, ksera i innych. Nic to nie pomogło - ubolewa pan Zieliński. - Na zaniedbanym, szczątkowym cmentarzu prawosławnym w Buśnie nie zachowały się śladu pochówku ani dziadka Libusia, ani rodziny Pominkiewiczów. Czy tak ma wyglądać nasza pamięć o przodkach? - dodaje.
- Nasza parafia jest malutka. Kościół był od dłuższego czasu w remoncie, niedawno go ukończyliśmy. Mamy dwa cmentarze, a drugi jest nieco wyżej położony. Nie ma tam już nowych pochówków. Staramy się ten teren kosić, oczywiście w miarę naszych możliwości - zapewnia ks. proboszcz.
Napisz komentarz
Komentarze