Statuetka Don Kichota to nagroda dla najlepszego polskiego filmu sezonu, przyznawana przez działaczy i członków dyskusyjnych klubów filmowych stowarzyszonych w Polskiej Federacji Dyskusyjnych Klubów Filmowych. W tym roku w jury pracowały trzy osoby: Piotr Stelmaszczuk z DKF Rewers w Chełmie, Katarzyna Hardej z DKF Zbyszek, działającego przy Sokołowskim Ośrodku Kultury i Kasia Watkowska z DKF Brodnica. Eksperci obejrzeli 16 filmów.
- Jeżeli chodzi o pogodę, to było zimno i wietrznie. Jeśli chodzi o sam festiwal, to był on najlepszy, na jakim byłem. A mam już na swoim koncie sześć - podsumowuje Piotr Stelmaszczuk.
W ubiegłym roku festiwal odbywał się online, w tym wszystko wróciło do normy i, jak opowiada Stelmaszczuk, czuć było, że ludzie bardzo chcieli się spotkać.
- Nie chodziło tu o jakieś celebryckie przyzwyczajenia, tylko o ogromną chęć rozmów, spotkań z widzami. Wszyscy twórcy czy spotkani na ulicy, czy w foyer teatru, czy w centrum filmowym, bardzo chętnie rozmawiali z widzami. Naprawdę czuło się klimat święta kina polskiego, i to nie tylko moja opinia - dodaje nasz rozmówca.
Stelmaszczuk nie ukrywa zadowolenia z udziału w tegorocznym festiwalu. Obejrzał wszystkie filmy z konkursu głównego i te z kategorii mikrobudżetów. Ale najbardziej ekscytująca była oczywiście praca w jury.
- Filmy ocenialiśmy pod kątem preferencji DKF, czyli wybieraliśmy takie, które mogłyby poruszyć naszych widzów, pobudzić do dyskusji i otworzyć jakieś zamykane dotąd drzwi, jakieś niedomknięte tematy. Dyskusja był wyraźna. Metodą eliminacji odrzucaliśmy kolejne tytuły z różnych względów, aż w ostatecznej rozgrywce starły się dwa filmy: "Inni ludzie" - ekranizacja prozy Doroty Masłowskiej oraz "Wszystkie nasze strachy" w reżyserii Łukasza Ronduda i Łukasza Gutta. Długo się spieraliśmy, aż w końcu uznaliśmy, że obydwa filmy są świetne, obydwa nadają się do DKF. Jednak, ponieważ mamy jedną nagrodę, przyznamy ją filmowi, który obecnie porusza temat ważniejszy.
Tzw. mała gala, podczas której wręczana jest m.in. nagroda federacji DKF, odbywała się dzień przed finałem festiwalu. Wielką radością, co podkreśla Piotr Stelmaszczuk, był werdykt głównego konkursu, jury wybrało bowiem ten sam film.
- Biorąc pod uwagę choćby ten werdykt, tegoroczny festiwal był wyjątkowy. Dał sygnał, że nie stoi obok, że kino jest z człowiekiem, porusza problemy. Film opowiada historię młodego chłopaka z małej wioski, artysty tworzącego sztukę performens, geja ze środowiska katolickiego, organizującego grupy katolickie m.in. Tęczowy Chrystus. Przyznanie najważniejszej nagrody na takim festiwalu to wyraźny znak, że środowisko dojrzało, ma odwagę wypowiedzieć się na ten temat i przekazać sygnał, że to są ważne sprawy. Poruszony został temat wykluczenia osób LGBT, nie tylko ze środowisk katolickich, ale w ogóle ze społeczeństwa. Film zaczyna się od samobójstwa dziewczyny, która nie wytrzymała presji środowiska. To nowe otwarcie w kinie polskim. Tematy związane z LGBT powtarzały się w wielu filmach.
Jak podkreśla Stelmaszczuk, niepowtarzalny klimat tegoroczny festiwal zawdzięcza nowemu dyrektorowi Tomaszowi Kolankiewiczowi.
Napisz komentarz
Komentarze