Pisaliśmy o tym przed tygodniem. Pani Katarzyna uczestniczyła w proteście, który zorganizowano przed Urzędem Miasta Chełm 30 września. Złożyła wówczas w biurze podawczym swoją petycję do Rady Miasta Chełm.
- Wyraziłam zgodę na udostępnienie moich danych osobowych, to jest imienia i nazwiska, zgodnie z ustawą o petycjach. Rozumiem, że petycja musiała zostać upubliczniona na stronie Biuletynu Informacji Publicznej. Nie wyraziłam jednak zgody na udostępnienie mojego adresu osobom nieuprawnionym - zauważyła Lewandowska.
Jak twierdzi, przez siedem dni jej petycja była w całości udostępniona w Internecie. Każdy, kto chciał, mógł sobie sprawdzić, gdzie mieszka. W związku z tym wystąpiłam do urzędu miasta o zadośćuczynienie na swoją rzecz i Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Urząd miasta wyjaśnia, jak do tej publikacji danych doszło.
"W związku z zauważeniem przez pracowników UM Chełm, że umieszczony skan petycji zawierał również dane adresowe osoby składającej, petycja została usunięta. Dane adresowe zostały zasłonięte, a zanonimizowana petycja niezwłocznie została ponownie opublikowane stronie BIP. Autorka petycji faktycznie napisała do Urzędu Miasta Chełm w tej sprawie. Otrzymała już odpowiedź wraz ze stosownym wyjaśnieniem" - odpisał nam na pytanie w tej sprawie Grzegorz Zarzycki z gabinetu prezydenta.
Jak zapewnia nas urzędnik miasta, w sprawie przeprowadzono dogłębną analizę. W jednej z anglojęzycznych publikacji naruszenie to zostało ocenione jako mało prawdopodobne, aby skutkowało ryzykiem naruszenia praw lub wolności osób fizycznych.
"Co istotne, działania pracowników UM Chełm nie mogą zostać uznane za niezgodne z obowiązującymi przepisami, bowiem odnosząc się do konieczności zapewnienia transparentności procesu rozpatrywania petycji, należy wskazać, że ustawodawca wyraźnie akcentuje potrzebę jak najdalej idącej jawności w tym względzie" - zapewnili nas urzędnicy.
- Masło maślane i odbijanie piłeczki... Urzędnicy piszą, że niby nic takiego się nie stało. A ja już poniosłam uszczerbek w mieniu i nie wiem, co będzie dalej. Każdy teraz może podjechać pod mój dom, sprawdzić, jakim samochodem jeżdżę. Co ciekawe, otrzymałam pismo od prezydenta w tej sprawie, w którym mnie przeprosił. Temat jednak przekazałam kancelarii prawnej - komentuje Lewandowska. - Nie chodzi o pieniądze. Nie podoba mi się, że mój problem został zbagatelizowany. Naruszono konkretne przepisy, a zasłanianie się transparentnością, to nie jest wytłumaczenie.
Lewandowska przesłała też do wszystkich mediów oficjalne stanowisko w tej sprawie: "Odnosząc się do przesłanego pisma od Pana Prezydenta Miasta Chełm, pragnę oczywiście potwierdzić, iż faktycznie w piśmie tym zostały skierowane przeprosiny za zaistniałą stację, jednakże pragnę zauważyć, że moje oczekiwania miały również inne aspekty. Tychże Pan Prezydent nie zrealizował, dlatego też po analizie całej sprawy rozważę dalsze kroki prawne celem zakończenia tej sprawy adekwatnie do mojego interesu, który został tą całą sytuacją naruszony".
Teraz czytane: Przejechał się na kryptowalucie
Napisz komentarz
Komentarze