- Mam nadzieję, że strefa objęta zakazem przebywania dłużej nie potrwa, ponieważ Włodawa nam stoi. Chyba wszyscy to widzimy, że w naszym mieście dzieje się dużo mniej niż wcześniej. Od początku obowiązywania stanu wyjątkowego widzimy, że jest mniej turystów, mniej osób z okolicznych gmin, które przyjeżdżały do nas na zakupy. W związku z tym znaczny spadek obrotów mają włodawskie punkty usługowe, sklepy. Mam nadzieję, że to się jak najszybciej skończy - stwierdza burmistrz.
- Straty miasta objawią się tak naprawdę za dwa lata. Będzie to widoczne w podatku PIT. Wiadomo, że na całej tej sytuacji najbardziej cierpią przedsiębiorcy. A to jest prosty przelicznik - nie ma dochodu, to nie ma podatku. Czeka nas długotrwała stagnacja. Powinniśmy, jako miasto, dostać dofinansowanie od rządu, aby móc pomagać naszym przedsiębiorcom. Są rekompensaty, ale one obejmują tylko niektóre działalności, głównie gastronomie i pewne obszary turystyki, bo też nie całą branżę turystyczną. Gdybyśmy otrzymali takie dofinansowanie, to moglibyśmy zwolnić przedsiębiorców z podatku dochodowego i wtedy to by była realna pomoc - wylicza skarbnik miasta Elżbieta Torbicz.
Rozżalenia nie kryją włodawscy przedsiębiorcy. Liczą na to, że włodarzom uda się wywalczyć jakieś środki na dofinansowania, bo wielu z nich zapowiada, że pozamyka swoje interesy. Mali przedsiębiorcy działają na granicy opłacalności i nie widzą sensu prowadzenie działalności.
- Jesteśmy usługami sezonowymi. Najwięcej zarobku mamy w wakacje, bo wtedy całe Jezioro Białe zamawia druki. Ale tak tragicznie to jeszcze nigdy nie było. Gdyby nie strefa objęta zakazem, to może chociaż turyści by zajrzeli, żeby kupić pocztówkę czy magnes na lodówkę. Na deptaku nie ma żywej duszy, zabronione jest organizowanie wydarzeń kulturalnych. To logiczne, że i nasz biznes na tym straci. Rekompensaty to jest kpina, bo mało kto je dostaje. Nam odmówiono z powodu kodu PKD. Przydałoby się uruchomić jakieś lokalne formy wsparcia przedsiębiorstw, bo małe firmy nie przetrwają - słyszymy od właścicieli punktu poligraficznego. - Drukujemy przede wszystkim certyfikaty covidowe i bilety lotnicze, busowe. Ludzie stąd uciekają...
- Sprzedaż nam spada z miesiąca na miesiąc. Już nie jeździmy do hurtowni po kartony towaru tylko po sztuki. Perspektywa zamknięcia sklepu jest coraz bliższa. Inflacja, droższy prąd i gaz, to i my musimy podnieść ceny. Nie mamy szansy konkurować z marketami - informuje nas pani Agnieszka ze sklepu spożywczego.
- Dni teraz wyglądają tak, że się siedzi i czeka na klienta. Czasami wpadnie jakaś koleżanka porozmawiać. A zdarza się, że przez cały dzień nie przyjdzie nikt. Ja to pewnie będę zamykała, bo składki i wynajem co miesiąc trzeba płacić, a utargu jak na lekarstwo. Rekompensaty nie dostałam. Toż to głupota z tymi branżami, bo tutaj straty i spadki obrotów ma każdy - komentuje pani Edyta ze sklepu odzieżowego.
Przyczyną tragicznej sytuacji lokalnego biznesu jest przedłużający się zakaz przebywania w strefie przy granicy z Białorusią.
- Wolę pojechać raz w miesiącu do Chełma i zrobić sobie większe zakupy niż jeździć do Włodawy. Wiadomo, że wszystko zależy od tego, na jakiego się policjanta trafi. Jeden tylko sprawdzi dowód i każe jechać dalej, drugi będzie wypytywał i grzebał po samochodzie. Po co komu informacja, co ja wiozę w torbach? Mamy w końcu wolny kraj - mówi nam pani Krystyna z gminy Hańsk.
- Ludzie przestali przyjeżdżać, a jak ktoś się przyzwyczai już do innego sklepu, to nie przyjedzie, nawet jak zniosą zakazy. Młodzi nie chcą tu zostawać i wcale im się nie dziwię. Pusto już od jakiegoś czasu w tej naszej Włodawie i nie podejrzewam, żeby ten widok prędko się zmienił - żali się pani Anna z bazaru przy ul. Sanguszki.
Różnicę w liczbie odbiorców i zapotrzebowaniu na kulturę widzą także dyrektorzy lokalnych instytucji.
- Nie robimy tylu wydarzeń, ile moglibyśmy robić. Staramy się znaleźć możliwości prawne, żeby jednak cokolwiek oferować mieszkańcom. Cały czas przecież można prowadzić zajęcia czy szkolenia. Kino również może być otwarte, ale widownia może być zajęta tylko w 1/3. Ludzie chcą oglądać filmy w kinie, więc zrobiliśmy dodatkowe seanse - podsumowuje Łukasz Zdolski, dyrektor Włodawskiego Domu Kultury.
- Spadek zainteresowania naszym muzeum jest znaczący. Trafiają do nas w tej chwili pojedyncze osoby. W związku z tym mamy mniejsze wpływy. Nie tylko biletów sprzedajemy mniej, ale też pamiątek czy książek - komentuje Anita Lewczuk Vel Leoniuk, dyrektor Muzeum - Zespołu Synagogalnego.
Czytaj także: Wojsko niszczy i naprawia drogi
Napisz komentarz
Komentarze