"Wciąż nie możemy w to uwierzyć – moja żona Ania ma guza mózgu!" - napisał na portalu Siepomaga Bartosz Bodys, mąż Ani. Diagnoza zapadła całkiem niedawno, 18 stycznia. Od tego czasu ich świat wywrócił się do góry nogami.
Diagnoza jak grom z jasnego nieba
Ania jeszcze nie skończyła 31 lat. Ma dwie małe córeczki. Śpiewa w zespole wokalno-muzycznym Unisiono. Z wykształcenia jest farmaceutką. Była w pracy, w aptece, gdy nagle zobaczyła w oku błysk, a po nim przestała widzieć. Lekarz z pobliskiej przychodni od razu dał jej skierowanie do okulisty. Pojechała na SOR, ale żadne badania nie dały odpowiedzi. Została w szpitalu na dodatkowych badaniach.
Najpierw tomografia wykazała, że Ania przeszła udar. Dwa dni później, po wykonaniu rezonansu magnetycznego, doszła kolejna diagnoza – znacznie gorsza. Taka, która paraliżuje i nie pozwala złapać tchu. Guz mózgu! Okazało się, że w głowie Ani jest guz wielkości 3 cm. Znajduje się na lewym płacie potylicznym. To skąpodrzewiak II stopnia złośliwości.
To nie może być koniec!
- Jeszcze, gdy żona leżała w szpitalu, zacząłem działać. Przecież nie można się załamać, rozpaczać. Trzeba znaleźć jak najlepszy sposób, żeby Ania wyzdrowiała! Ona się nie podda, to waleczna dusza. Jeśli ktoś ma wygrać z nowotworem, to właśnie ona! - uznał Bartosz.
Z polecenia trafił na doktora Libionkę, wybitnego specjalistę, który operuje najtrudniejsze przypadki w klinice w Kluczborku. Zaproponował operację wycięcia guza mózgu w wybudzeniu. W czasie jej trwania można precyzyjne usunąć guza, nie uszkadzając jednocześnie mózgu.
- Z normalnej, kochającej się rodziny, staliśmy się zawodnikami onkologicznego ringu! - wyznał Bartosz na portalu Siepomaga, gdzie w błyskawicznym tempie nazbierano pieniądze na prywatną operację Ani. Na jej konto trafiło ponad 133 tys. zł, a to więcej, niż wówczas było potrzeba. W ubiegłą niedzielę zawiózł ją do kliniki w Kluczborku. We wtorek była operowana.
Był strach i łzy radości
"Oczywiście, że jest strach. Staramy się jednak go nie okazywać. Nie chcemy, by nasze córeczki się bały, choć na pewno wyczuwają, że coś jest nie tak. Mama przecież zniknie znów na kilka dni w szpitalu. Wierzymy jednak, że wróci do nas zdrowa, bez guza, który teraz spędza nam sen z powiek…"- relacjonował Bartosz.
Tą operacją interesowało się wielu ludzi, znajomych i nieznajomych. Operacja trwała kilka godzin.
- Od rana mamy gorącą linię. Każdy dzwoni, pisze, pyta o stan Ani. Jesteśmy dobrej myśli. Za Anię trzymają kciuki setki, jak nie tysiące osób. Wiemy, że będzie dobrze - relacjonowała Angelika Wrona, która administruje internetowymi portalami, gdzie prowadzone są zbiórki pieniędzy na rehabilitację i dalsze leczenie Ani.
W czasie operacji pacjentka była przytomna, odpowiadała na pytania i podobno się uśmiechała. Później jednak miała problemy ze wzrokiem. Wszyscy wstrzymali oddech, czekając na dalsze informacje. Następnego dnia rano jej mąż wszystkich uspokoił. Zapewnił, że Ania widzi już znacznie lepiej. Potem opublikował filmik, na którym sama już dziękuje wszystkim za zainteresowanie.
- Jestem już na sali, razem z moim mężem. Chcę wam bardzo podziękować za wsparcie, za modlitwę, za wszystko, co dla mnie zrobiliście. Jak widzicie, mogę mówić, całkiem nieźle widzę. Czekam jeszcze na najważniejsze, na wynik histopatologiczny - zapewniła Ania.
Jeśli ktoś chce wesprzeć jej dalsze leczenie, może to zrobić za pośrednictwem portalu Siepomaga lub biorąc udział w internetowych licytacjach prowadzonych na stronie Facebook pod hasłem "Bazarek na operację Ani". Przed nią jeszcze długa droga, by wrócić do normalności. Każda złotówka się liczy.
Czytaj także: Walczymy, bo ją kochamy!
Napisz komentarz
Komentarze