Do dwóch zdarzeń doszło 1 czerwca. Pracownik firmy remontowej razem z kolegą wykonywał na prywatnej posesji prace na poddaszu. W pewnym momencie mokrą dłonią chciał wykręcić żarówkę z przedłużacza. Najprawdopodobniej nie wiedział, że kabel jest podłączony do kontaktu. Na szczęście miał tylko otarty naskórek. Nie chciał nawet jechać do szpitala.
Druga sytuacja wydarzyła się w jednym z krasnostawskich zakładów pracy. Podczas montażu instalacji alarmowej z drabiny spadł 64-latek. Z wysokości dwóch metrów zleciał na betonowe podłoże. Z podejrzeniem urazu kręgosłupa został odwieziony do szpitala na badania.
Tragicznie zakończył się za to wypadek mężczyzny, który 17 maja spadł z rusztowania podczas prac remontowych w jednej z krasnostawskich hurtowni. Z wysokości dwóch metrów 57-latek upadł na kostkę brukową. Miał poważne obrażenia głowy. Po kilku dniach zmarł w szpitalu.
Z wstępnych ustaleń policjantów wynikało, że nikt nie przyczynił się do tego zdarzenia. O sprawie została jednak powiadomiona Państwowa Inspekcja Pracy. Po śmierci mężczyzny prokurator zlecił sekcję zwłok oraz zamówił opinię biegłego z zakresu bezpieczeństwa i higieny pracy.
Czytaj też:
Napisz komentarz
Komentarze