Stanisława Maciuk urodziła się w Ostrowie, w gminie Wojsławice, 20 lipca 1922 roku. Była jedną z ośmiorga rodzeństwa. Miała sześć sióstr i jednego brata. Z licznej rodziny pozostała tylko ona i jedna z sióstr, która ma dziś ponad 90 lat.
- To u nas chyba rodzinne. Większość osób z naszej rodziny dożywała sędziwego wieku - mówi z uśmiechem wnuczka pani Stanisławy Agnieszka Matwiejczuk.
100 lat. Ile to właściwie jest? Jaką miarą mierzyć ten czas? Dobrem czy złem, którego się w tym czasie doświadczyło? Pani Stanisława zawsze starała się mieć pozytywne nastawienie - przede wszystkim do drugiego człowieka.
- Nie warto pielęgnować w sobie zgryzoty, żalu, bólu. To wyniszcza. W każdym trzeba dostrzegać dobro. Bez względu na narodowość, piastowane stanowisko, poziom bogactwa czy ubóstwa – powtarza.
Maciuk doskonale wie, co mówi. Jako młoda mężatka była zmuszona uciekać przed zbliżającym się frontem. Jej mąż zbiegł z dobytkiem i inwentarzem w jedną stronę, natomiast ona z dzieckiem na ręku w drugą. Napotkała żołnierza, który powiedział, by spokojnie odeszła w swoją stronę...
- Nikogo nie można oceniać, nikogo - powtarza pani Stanisława.
Jej życie nie było usłane różami. Męża straciła stosunkowo wcześnie, w wieku 51 lat. Sama musiała mierzyć się z trudami codzienności. Ale nie poddała się. Dziś szczęśliwa świętuje w gronie swoich najbliższych – dwójki dzieci, sześciu wnuków, 10 prawnuków i praprawnuka, który niebawem ma przyjść na świat.
- Babcia zawsze kochała ludzi, a zwłaszcza dzieci. Z niecierpliwością oczekuje na te narodziny. Chciałaby tym młodym jeszcze tyle powiedzieć, przekazać. Babcia zawsze mi mówiła: „Zobaczysz, kiedy będziesz miała tyle lat, co ja, też ci się będzie chciało tak żyć...” - mówi pani Agnieszka.
Co bliscy cenią w babci Stasi najbardziej?
- Zawsze uczyła nas szacunku do chleba. Kiedy sprzedawany był chleb w bochenku, niekrojony, zawsze przed podaniem czyniła na nim znak krzyża. W jej życiu nieraz bywało i chłodno, i głodno, więc doskonale wie, o czym mówi. Wspomina też zawsze smak miodu z pasieki swojego ojca. Musiała kroić plaster specjalnym nożem. Ten miód pamięta jako coś szczęśliwego, radosnego, pełnego życia... - wylicza z wyraźną zadumą wnuczka jubilatki.
Okazuje się, że pani Stanisława ma jeszcze pewne plany i snuje marzenia.
- Tak bardzo chciałaby doczekać tych wspomnianych narodzin, jeszcze z kimś porozmawiać, z kimś się spotkać. Nie czuje się wyczerpana, zmęczona, zniechęcona. Przeciwnie. To życie jakby się w niej dopiero budziło… - kończy z uśmiechem pani Agnieszka.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze