Prof. Józef Zając postanowił zaoferować odbiorcom i obserwatorem swojej aktywności rzecz wyjątkową. Otwiera bowiem, przy pomocy wydanej niedawno pozycji – „Tam, gdzie kwitną kasztany” – intymne obszary swoich życiowych doświadczeń. Czytelnik, który sięgnie po tę pozycję, może ją jednak czytać nie tylko jako swoistą autobiografię (choć w istocie można przecież uznać figurę głównego bohatera – Krzysztofa – jako porte parole samego autora). To książka wielowymiarowa. Oferowana przez Zająca literatura to dojrzałe spojrzenie nie tylko na własne, bogate w rozmaite doświadczenia życie, ale również próba krytycznego spojrzenia na dzieje Polski, świata oraz procesy, które dotykały przez całe dziesięciolecia nie tylko poszczególne jednostki, ale także, a może przede wszystkim, całe ludzkie zbiorowości i wspólnoty. Poprzez intymny, zawężony topograficznie świat bohatera czytelnik zaproszony zostaje do odkrycia i nazwania własnym językiem perspektywy dużo szerszej. Wzajemne przenikanie się tego, co indywidualne, intymne – czyli w gruncie rzeczy subiektywne – z tym, co zbiorowe, „szerokie” stanowi tej pozycji największą wartość.
Czy proza Zająca to literatura w stylu wielkiej prozy realistycznej? Na pewno tak. W tym zatem sensie można powiedzieć, że sięgamy po tekst, który opiera się na metodzie naukowej, empirycznej. Wraz z przemierzającym topograficzne przestrzenie Krzysztofem potrafimy dotknąć tego, czego dotyka on sam; mierzyć się z pytaniami, z którymi on sam się mierzy i na które poszukuje odpowiedzi. Można tym samym powiedzieć, że jest to książka pisana PRAWDĄ i w poszukiwaniu PRAWDY. Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że tylko taka proza może nas jakoś do prawdy przybliżyć.
Z drugiej strony dąży prof. Zając w kierunku wielkiej powieści historycznej. Opartej na faktach i dokumentach. Na przestrzeniach znajdujących swoje zakorzenienie w konkretnych topograficznych miejscach. Wyraźnie bliski jest mu Sienkiewicz – na kartach książki odnajdziemy tę samą potoczystość stylu, „szeroką” frazę.
Nie jest zapewne i nie może być zaskoczeniem fakt, że tą powieścią Zając poszukuje dopiero w istocie własnego pisarskiego stylu. To właściwość, którą jesteśmy w stanie przypisać wielu autorom-debiutantom. Jak powiedziano, wiele jest w jego stylu z Sienkiewicza, ale literackich nawiązań można by doszukiwać się jednak bliżej, aniżeli w odległym wieku XIX. Ten swoisty dokumentaryzm, przywoływanie wielu historycznych faktów przy jednoczesnej próbie uprawiania na ich kanwie komentarza publicystycznego przywołuje na myśl innego jeszcze prozaika, o którym wielu powiedziało, że był być może największym pisarzem polskim pisarzem XX wieku. Mowa mianowicie o Józefie Mackiewiczu, którego literackim spadkobiercą jest w pewnym sensie jego siostrzeniec – Kazimierz Orłoś. Mackiewicz, jak nikt inny, potrafił łączyć tę perspektywę indywidualną z doświadczeniem zbiorowym; twarde, udokumentowane dowody historyczne z doświadczeniem jednostki.
Po książkę Józefa Zająca powinien sięgnąć każdy, komu bliski jest własny „rezerwuar pamięci”. Kto zatracił być może zdolność do pielęgnowania pamięci o przodkach, miejscach, dziejach. Zając poprzez uprawianą przez siebie, z dużą sprawnością, literaturę, uczy swoich czytelników, jak zachować tożsamość. W świecie, o którym próbuje się nieudolnie mówić, że jest „rzeczywistością płynną”, niestałą. Autor dostarcza swoim odbiorcom narzędzi, które pozwalają uporządkować na nowo swoją własną historię; zacząć czytać na powrót karty swoich własnych dziejów
Polecam tę lekturę.
Napisz komentarz
Komentarze