Według rodziców nauczycielka często pozostawia swoją grupę samej sobie i przebywa w tym czasie w innym miejscu (a najczęściej jest to gabinet dyrekcji szkoły). Kiedy zajęcia zaplanowane są na dworze, sama jest w budynku i obserwuje swoich uczniów przez okno. Często przychodzi też na zajęcia z opóźnieniem. Rodzice podnoszą wreszcie i ten fakt, że pani, z racji swojego wieku, nie jest w stanie prowadzić zajęć w sposób efektywny. Nie zagra, nie pokaże i nie wykona osobiście różnych ćwiczeń.
„Czy naprawdę nie ma nikogo, kto mógłby te zajęcia poprowadzić za nią?” - dopytują zmartwieni. Czara goryczy przelała się, kiedy nauczycielka otrzymała z rąk władz gminnych nagrodę.
Chcieliśmy o zasadność tych zarzutów zapytać u źródła i o komentarz do sprawy poprosiliśmy dyrektor placówki Emmę Czarnecką-Durczak. Pani dyrektor początkowo odłożyła słuchawkę i nie chciała komentować zachowania swojego pracownika, ale odniosła się do stawianych nauczycielce zarzutów w wiadomości mailowej.
- Dobry obyczaj nakazuje, by w przypadku zaistnienia jakiegokolwiek problemu dotyczącego szkoły, rodzice przyszli do dyrektora placówki na rozmowę. U mnie we wskazanej sprawie nie pojawił się nikt, zatem dla mnie jest to problem niejako "wyssany z palca", nie istnieje. Sprawuję nadzór pedagogiczny nad każdym nauczycielem, obserwuję jego pracę podczas zajęć z uczniami i jak do tej pory nie stwierdziłam żadnych nieprawidłowości. Osoby zgłaszające problem pozostają anonimowe, nie mają odwagi ujawnić swoich nazwisk, zatem nie mam zamiaru szerzej tego komentować. To nie są dla mnie poważni rozmówcy. Sprawy szkolne załatwiam u siebie w gabinecie, a nie na łamach prasy - wyjaśnia dyrektor Czarnecka-Durczak.
Do problemu odniósł się również wójt gminy Wojsławice, Henryk Gołębiowski.
- Znam tę panią jako zasłużoną działaczkę społeczną. Była bardzo zaangażowana w pomoc uchodźcom z Ukrainy. I to za tę działalność otrzymała nagrodę. Do zarzutów nie mogę się odnieść, ponieważ nie znam jej szczegółów. Wiadomym jest jednak, że szkoła, jako organ merytoryczny, powinna się przyjrzeć bliżej pracy tej nauczycielki. Ze swojej strony również obiecuję zweryfikować te doniesienia – informuje wójt Gołębiowski.
W tej sprawie głos zabrała także nauczycielka, pod adresem której rodzice kierowali zarzuty.
- Chciałabym zaznaczyć, że jestem nauczycielem z 40-letnim stażem pracy, nagradzanym przez ministra sportu. Jako nauczyciel i wychowawca miałam wpływ na ukształtowanie setek sprawnych fizycznie dzieci i nigdy żaden z moich wychowanków, rodziców czy organów nadzorujących moją pracę nie miał uwag do prowadzonych przeze mnie zajęć wychowania fizycznego. Staram się być nauczycielem bardzo otwartym na wszelkie sugestie - zarówno ze strony rodziców, jak i dyrekcji. Uważam, że anonimowe zgłoszenia mają charakter zwykłego szykanowania. Naprawdę każdy, kto tylko zechce może przyjść w godzinach mojej pracy i wyrazić swoje sugestie, których z przyjemnością wysłucham i merytorycznie się do nich odniosę. Jeżeli wspólnie uznamy, że zostały popełnione błędy (które mogą być błędami nauczyciela, ale również błędem rodzica), zawsze będę sugerowała podjęcie wspólnych działań, by te błędy naprawić. Jeśli idzie o mój wiek, to w szkole pracują obecnie tylko dwie osoby z tytułem magistra wychowania fizycznego (w tym ja). Jeżeli pojawią się kandydaci z takim wykształceniem, dyrekcja z pewnością rozważy ich kandydatury.
Nauczycielka nie widzi powodów dla anonimowego zgłaszania takich problemów, podczas gdy nadzór nad pracą nauczyciela jest bardzo usystematyzowany i należy do dyrekcji, do której rodzice również mogą się zgłosić.
Napisz komentarz
Komentarze