- Na początku była bardzo nieufna – mówi pani Ania. – Zaczęłam jej wynosić jedzenie. Zauważyłam, że jest bardzo wygłodzona. Ledwie trzymała się na nogach. Sam skóra i kości.
Jedzenie pochłaniała w tempie ekspresowym i takie ilości, że aż dziwne, że to się w niej mieściło. Zjadała i uciekała. Nie chciała wchodzić do domu. Z czasem jednak stawała się coraz bardziej ufna.
- Któregoś dnia odważyła się wejść do środka i od tamtej pory po kilka razy dziennie przybiegała do nas, żeby coś zjeść – opowiada mieszkanka Rejowca. – Pozwalała się głaskać, mruczała. Gdy wzięłam ją na ręce, zrozumiałam, dlaczego pochłania takie ilości jedzenia. Karmiła małe kocięta.
Pani Ania próbowała kilka razy iść za kotką i sprawdzić, gdzie ukryła swoje maleństwa. Niestety, zawsze umiejętnie znikała jej z oczu.
- Zadomowiła się jednak u nas, czasami zostawała dłużej, jakby chciała w spokoju choć na chwilę odpocząć.
Któregoś dnia jak zwykle wskoczyła na parapet, by przez otwarte okno wejść do domu. Tym razem niosła coś w zębach.
- Myślałam, że to mysz, koty czasami z wdzięczności przynoszą taki dar opiekunom, ale ku mojemu zdziwieniu okazało się, że to dwa małe kotki. Zostawiła je u nas i wybiegła. Po jakimś czasie znów wróciła. Przyniosła kolejne. W sumie przytaszczyła pięć kociaków, patrząc na nas wymownie i dając nam do zrozumienia, że ufa nam i wie, że dobrze się nimi zaopiekujemy. Byłam bardzo wzruszona... – nie ukrywa pani Ania.
Małe kociaki próbowały uciekać, ale matka je skutecznie przytrzymywała w jednym miejscu, aż w końcu sama padła ze zmęczenia.
- Była wykończona po tej akcji, bałam się nawet, że może tego nie przeżyje, ale wszystko dobrze się skończyło. Zamieszkała razem z nim u nas.
Dwa kociaki już znalazły dom, trzy jeszcze czekają na swoich opiekunów.
- Sama mam 7 kotów, więc jest mi ciężko ogarnąć taką gromadę. Liczę na to, że znajdzie się ktoś, kto przygarnie takie słodkie małe czarne kuleczki. Już same jedzą, załatwiają się do kuwety i uwielbiają się bawić.
Napisz komentarz
Komentarze