Po godzinie 10 we wtorek holenderska policja otrzymała informację od świadka o dwóch ciałach unoszących się na wodzie w kanale Thijssengracht. Śledczy ustalili, że to Polacy w wieku 24 lat i 44 lat. Obaj byli pracownikami sezonowymi jednej z lubelskich firm zajmującej się zbiorami owoców.
Jak udało się nam dowiedzieć, młodszy z mężczyzn był mieszkańcem Świerż w gminie Dorohusk. Mieszkał tam wraz z rodziną, prowadzącą gospodarstwo rolne. Ich sąsiedzi są wstrząśnięci tym, jak ogromna tragedia dotknęła porządną rodzinę. Nie mogą uwierzyć w to, co się stało. 24-latka wspominają jako bardzo pracowitego, spokojnego i uczynnego chłopaka. Do pracy w Holandii wyjeżdżał sezonowo.
- Młodzi jeżdżą za pracą, bo tu na miejscu ciężko o zarobek. Nie wiedzą jednak, co ich tam czeka... - komentują.
Holenderscy policjanci ustalili, że huragan zmiótł samochód Polaków z drogi i zepchnął do kanału. Mężczyznom udało się wyciągnąć plecaki z tonącego auta. Znaleziono je na brzegu. Potem wydarzyło się coś, co doprowadziło do śmierci obu Polaków. Samochód utknął w mulistym dnie kanału. Być może jeden z mężczyzn zasłabł lub został uwięziony w aucie, a drugi go ratował i w efekcie obaj utonęli.
Pojazd został zauważony w kanale pięć dni przed znalezieniem ofiar. Zwłoki wypłynęły na powierzchnię dopiero w zeszłym tygodniu.
Jak podaje holenderska policja, druga ofiara tej tragedii to mieszkaniec powiatu biłgorajskiego.
Napisz komentarz
Komentarze