Grażyna Szykuła, prezes stowarzyszenia mówi, że mobilizacja osób chętnych do ciężkiej pracy przerosła jej najśmielsze oczekiwania. Akcja związana z przygotowywaniem pierogów nie ograniczała się jednak tylko do soboty, 17 grudnia.
- Jestem pod wrażeniem zaradności i zapobiegliwości kobiet. Zarówno tych, które angażują się w działania stowarzyszenia na co dzień, jak i tych, które pozytywnie odpowiedziały na nasz apel. By nasze działania mogły przynieść oczekiwane efekty, należało wszystko wcześniej odpowiednio przygotować. Ukisiłyśmy samodzielnie całą beczkę kapusty, ok. 80 kg. Gotowej kapusty kiszonej otrzymaliśmy ok. 50 kg. Nieco dokupiłyśmy tuż przez lepieniem, co dało w sumie 80 kg kiszonej kapusty. Mąki zużyłyśmy ok. 70 kg. Warto wspomnieć również o tym, że suszone grzyby, bez których nie można mówić o prawdziwym farszu do wigilijnych pierogów, również zostały samodzielnie zebrane i wysuszone. Jestem pod wrażeniem – mówi Szykuła.
Sobotnia aura nie zachęcała do stawienia się w świetlicy w Strachosławiu, a jednak akcję wsparła cała rzesza osób. Potrzebni okazali się nie tylko ci, którzy zajęli się bezpośrednio lepieniem, ale także pracownicy związani ze wsparciem „logistycznym”.
- Chciałybyśmy gorąco podziękować zarówno pracownikom urzędu gminy, którzy pomagali nam na bieżąco rozwiązywać różne techniczne problemy, jak i panu wójtowi Dariuszowi Stockiemu. Wszyscy kilkukrotnie dopytywali o różne potrzeby, dbali o dobry dojazd, odśnieżenie parkingu przy świetlicy, rozmaite drobne sprawy, których my nie byłybyśmy w stanie rozwiązać – wylicza prezes.
Nie sposób zliczyć wszystkich pierogów, które udało się ulepić, ale pewnym jest, że ubiegłoroczny efekt pracy został zwielokrotniony. Na spotkaniu pojawiło się również większe grono chętnych wolontariuszek.
- W bezpośredniej akcji lepienia uczestniczyło ponad 50 osób. W ubiegłym roku było ok. 30 kobiet. Część z tych, które przyszły zupełnie z zewnątrz, zadeklarowały, że chcą zasilić szeregi naszego stowarzyszenia – nie kryje radości Szykuła.
Do ilu osób trafił tegoroczny dar serca? Skala pomocy nie jest do końca znana. Pierogi trafiały często do tych rodzin, o których sytuacji wiedzą nieliczni, bardzo zaufani przyjaciele. Zresztą nie o to przecież chodziło, by cokolwiek komukolwiek wyliczać.
- Nigdy nie kontrolujemy do końca, kto został obdarowany. Działamy przecież w zaufaniu. Poszczególni członkowie organizacji znają wiele rodzin i ich konkretną sytuację. Pakowaliśmy gotowe pierogi do woreczków po 10 sztuk. Każda z rodzin otrzymała tyle porcji, ile akurat potrzebowała – wyjaśnia prezes Szykuła.
To, że się udało, jest oczywiście bardzo ważne, ale najważniejsza, jak podkreśla Szykuła, jest otwartość serca. Zaangażowanie, bezinteresowność, chęć dawania z siebie. Bez tego nastawienia tegoroczny sukces akcji nie byłby możliwy do osiągnięcia.
- Cóż mogę powiedzieć? Z roku na rok jest coraz lepiej. Wciąż jesteśmy zaskakiwane otwartością, z jaką się spotykamy. Planujemy w najbliższym czasie kilka akcji związanych z karnawałem, ale o tym wkrótce. Tymczasem mogę powiedzieć tylko tyle, że na kolejnym lepieniu widzimy się z pewnością za rok – podsumowuje Grażyna Szykuła.
Napisz komentarz
Komentarze