Wójt Zdzisława Bożena Deniszczuk przypomina, że „koza” na początku służyła jako miejsce, gdzie swoją karę odsiadywali różnego rodzaju przestępcy. Tutaj mieli spokornieć i przemyśleć popełnione występki. Z czasem zmieniła swój charakter.
– Po wojnie rozdawano tutaj dary z UNRRY – sól, cukier, czekoladę i inne, deficytowe wówczas produkty. W kolejnych dekadach PRL-u znajdowała się tam gminna kasa spółdzielcza i kasa GS-u, gdzie rolnicy rozliczali skrypty dłużne i wypłacali należności za dostarczone płody rolne – mówi wójt Wierzbicy.
Na początku lat 80. ubiegłego wieku, kiedy budowano obiekt, w którym obecnie mieści się urząd gminy, w „kozie” funkcjonowała część gminnych referatów. Mieszkańcom miejscowości „koza” już na zawsze będzie kojarzyła się także z zapachem chleba.
– Tutaj był najlepszy, a były to wypieki z piekarni pana Krzysztofa – przypomina wójt Deniszczuk.
Można powiedzieć, że rok temu historia zatoczyła tragiczne „koło”. Tak,jak po II WŚ wydawano tutaj dary rozmaitym „rozbitkom” wojennym, tak po te same dary ustawiali się tutaj uchodźcy wojenni z terenu Ukrainy.
– Tym razem dary, którymi mogliśmy się podzielić, pochodziły w większości od naszych mieszkańców. Ich dobre serca okazały się nieocenione – mówi włodarz gminy.
Plany inwestycyjne związane z budową parkingu wymusiły na władzach trudną, ale konieczną decyzję o rozbiórce obiektu. Wszyscy mają jednak nadzieję, że „koza” przetrwa w pamięci kolejnych pokoleń.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze