"W niedzielę 10 września w miejscowości Marysin (gm. Telatyn, pow. tomaszowski) ponieśliśmy ogromne straty. Niespełna kilka godzin po naszym wyjeździe i kolejnym przeprowadzonym etapie przygotowań pszczół do sezonu zimowego, w pasiece podłożony został ogień. Szczęściem w tym nieszczęściu jest to, że część pasieki ocalała, jednak doszczętnie spłonęło 14 rodzin, dwa kolejne ule zostały nadpalone" – napisał w mediach społecznościowych Piotr Grela, właściciel Gospodarstwa pasiecznego „Z pasieki u dziadka”.
Na profilu fejsbukowym pan Piotr dzielił się dotychczas ciekawostkami z życia pszczół, swoją pasją, opisywał cenne właściwości miodów i innych produktów pszczelich. Gdy przyszło mu napisać ten post, żal ściskał mu serce.
„Trudno nam zrozumieć, co kierowało człowiekiem, który zdecydował się unicestwić część naszego dorobku. Dziwi, że w czasach propagowania wiedzy na temat ogromnej roli zapylaczy w środowisku naturalnym, ktoś po prostu postanawia je bezdusznie niszczyć. Straty materialne, które można wycenić na kilkanaście tysięcy złotych, w zestawieniu z szacunkową liczbą 500-700 tys. pszczół i wysiłkami, które wkładaliśmy w ich rozwój i pielęgnację, wydają się być błahostką” – pisał pszczelarz.
Rodzinna pasieka
Ule „Z pasieki u dziadka” rozstawione są w Marysinie na niezamieszkanej posesji. Stamtąd Piotr Grela pozyskiwał miód fasolowy (korzystając z tego, że gmina Telatyn to zagłębie fasoli) oraz rzepakowy.
Prowadzi pasiekę wędrowną, więc jeszcze inne ule są rozstawione w innych częściach województwa lubelskiego i podkarpackiego, w którym pszczelarz mieszka.
To rzemiosło nie jest jego źródłem utrzymania, ale pan Piotr wkłada w nie całe serce.
– Mój dziadek utrzymywał z tego rodzinę. Potem ojciec podtrzymywał pasiekę i to on zostawił mi kilkanaście rodzin pszczelich. Od dziecka uczestniczyłem w ich pracy i już wtedy wiedziałem, że ja też się tym zajmę. Jakieś 6 lat temu przejąłem rodzinną pasiekę. Z tym, że poszedłem trochę w nowość. Skończyłem technikum pszczelarskie, żeby nabyć odpowiednia wiedzę. Zainwestowałem w sprzęt. Z 13 uli powiększyłem pasiekę do 175 rodzin pszczelich – opowiada Piotr Grela z Lubaczowa.
To nie był przypadek
W niedzielę, 4 września nasz rozmówca był w Marysinie, by nakarmić pszczoły. Nie używał podkurzacza, nie odymiał rodzin lekami przeciw warrozie. Zdecydowanie więc wyklucza, by mogło dojść do zaprószenia ognia i pożaru z jego winy. Przypuszcza, że ktoś celowo podpalił ule. Doszczętnie spłonęło czternaście. Dwa kolejne są nadtopione.
– Przykra sprawa. Myślę, że to czyjś wybryk, głupota ludzka – komentuje zdarzenie Krzysztof Pawelec z Marysina, również pszczelarz (w tej miejscowości jest kilku bartników). Ule z pasieki rodzinnej Pawelców stoją przy domu.
– Jakby ktoś chciał coś źle zrobić, to i ludzi się nie będzie bał, może podejść i rzucić ogień. Mam nadzieję, że nie będzie więcej takich pożarów. Żeby utrzymać rodziny pszczele trzeba się dużo nad nimi napracować – dodaje Pawelec.
Piotr Grela zgłosił podpalenie tomaszowskim policjantom. Straty materialne wycenił na ok. 17 tys. zł. Innych nie da się oszacować. Jest przygnębiony, ale zamierza odbudować samodzielnie, bez pomocy fundacji itp. wielkość pasieki.
Podpalaczowi ma do przekazania jedno: „Karma wraca”.
Smutne statystyki z policjiNieraz opisywaliśmy już przypadki niszczenia pasiek, kilkakrotnie dochodziło do podtruwania pszczół. Nie wszystkie te sytuacje są zgłaszane przez pszczelarzy na policję. Powód? Zwykle sprawy kończą się umorzeniem i dlatego pszczelarze czują się bezsilni. Jak udało nam się ustalić, wśród zgłoszonych w KPP Tomaszów Lubelski spraw w ostatnich dwóch latach były: w lutym 2022 – kradzież uli z rodzinami pszczelimi w gm. Łaszczów, w marcu 2022 – kradzież uli z rodzinami pszczelimi w gm. Susiec, w październiku 2022 r. – uszkodzenie uli w gm. Ulhówek, czerwiec 2023 – kradzież uli z rodzinami pszczelimi w gm. Lubycza Król. |
Czytaj też:
Napisz komentarz
Komentarze