Marcin Petruk: Zacznę może dosyć oczywistym pytaniem o tytułową postać Tytusa Mayera, na tyle, żeby nie zdradzić za wiele tym, którzy jeszcze po książkę nie sięgnęli. Kim jest "Bydlak z Chełma"?
Marcel Moss: Ideą, która mi przyświecała podczas tworzenia tej książki, było moje małe marzenie o napisaniu biografii najstraszliwszego seryjnego mordercy w historii Polski, który nie istniał w rzeczywistości. Cały trik, który stosowałem podczas promocji książki i jej zapowiedź w mediach społecznościowych polegały na tym, że przedstawiałem czytelnikom tę historię jako powieść z gatunku true crime, ale prawda jest taka, że Tytus Mayer nie istnieje. Opisane wydarzenia są więc fikcją literacką, a fabuła dotyczy właśnie owego "Bydlaka z Chełma", który po 25 latach odsiadki zostaje wypuszczony na wolność i spotyka się z dziennikarką, która - trochę jego kosztem - próbuje odbudować swoją podupadłą karierę. I może właśnie w tym miejscu postawię kropkę.
MP: Wiemy więc, że Tytus Mayer to postać fikcyjna, ale muszę zapytać, czy ma jakiś pierwowzór? Mnie osobiście motyw jego działania, szczególnie w kwestii zemsty za siostrę, skojarzył się z Hannibalem Lecterem z części "Po drugiej strony maski". Czy dobrze mi się wydaje, czy jednak rodowód jest inny?
MM: Lubię postać Hannibala Lectera, a "Milczenie owiec" to jeden z moich ulubionych filmów. Aczkolwiek przyznam szczerze, że kompletnie nie myślałem o tej postaci, pisząc swoją książkę. Tytus Mayer nie jest nikim inspirowany, bo chciałem stworzyć seryjnego mordercę od podstaw i dorobić mu historię. Zależało mi na tym, żeby pokazać czytelnikowi, że pewne zachowania rodzące się nawet w umysłach najgorszych zbrodniarzy, mogą mieć swój początek w traumatycznych przejściach z dzieciństwa.
MP: Pana książka jest napisana w taki sposób, że historię "Bydlaka z Chełma" poznajemy stopniowo wraz z kolejnymi pytaniami zadawanymi przez dziennikarkę. Jest on seryjnym mordercą, ale zarazem mówi sporo o swoich uczuciach i pobudkach, które niekiedy trudno odebrać jako złe. Czy chciał Pan w ten sposób pokazać, że nawet taka postać może mieć bardzo ludzką stronę?
MM: Absolutnie moją intencją nie było wybielanie zbrodniarza, ale zależało mi na tym, żeby wpleść w fabułę elementy thrillera psychologicznego. Chciałem trochę zagrać czytelnikowi na nosie i zmusić go do takiej huśtawki emocjonalnej. I z tego, co czytam w różnych recenzjach i co wynika z rozmów z osobami, które już zapoznały się z tą historią, to udało mi się zapędzić czytelników trochę w taki róg. W pewnym momencie nie wiadomo, czy powinno się współczuć seryjnemu mordercy, czy jednak potępiać go za to, co wyrządzał swoim ofiarom. Był to celowy zabieg i nie ma żadnego związku z tym, że ja próbuję kogokolwiek wybielić, ponieważ to, co robił Tytus Mayer, było nieakceptowalne. Myślę jednak, że warto czasami, przy okazji takich lektur, zajrzeć do środka umysłu nawet tak bardzo szkodliwej społecznie postaci, żeby - teoretycznie - próbować dowiedzieć się, co mogłoby siedzieć w jej głowie i skąd pewne zachowania mogłyby się brać.
MP: Dobrze, powiedzmy, że portret psychologiczny mamy przedstawiony, więc teraz przejdę do kwestii, która w szczególności powinna zaciekawić naszych czytelników. Akcja "99 ofiar Tytusa Mayera" dzieje się w Chełmie i okolicach. Dlaczego wybór padł akurat na nasze miasto. Czy przed pisaniem odwiedził Pan Chełm, a nam o tym nie wiadomo?
MM: Urodziłem się w Lublinie i wychowywałem się na Lubelszczyźnie, więc są to znane mi rejony, mimo że od wielu lat raczej w nich nie bywam. Niemniej jednak bardzo często wracam do nich w swoich książkach. Przykładem jest seria "Echo", która dotyczy tajemniczych zaginięć. Pojawia się tam m.in. Okuninka nad Jeziorem Białym, gdzie często bywałem w dzieciństwie. Przyznam szczerze, że w Chełmie byłem raz lub dwa razy, ale może jest to też swego rodzaju forma powrotu do młodości. Spora część fabuły "99 ofiar Tytusa Mayera" toczy się kilkadziesiąt lat temu. Sam jestem lekko po 30., więc ciężko mi było oddać klimat tamtych czasów. Ale w związku z tych, że pochodzę z Lubelszczyzny, to uznałem, że lepiej się tutaj odnajdę i oddam jakkolwiek te lata z punktu widzenia mieszkańca. Właśnie dlatego wybrałem Chełm, aczkolwiek z tego, co pamiętam, jest to ładne miasto. Także przy okazji researchu do książki podróżowałem sobie ulicami miasta z pomocą Google Maps.
MP: Sięgnął Pan co nieco wstecz do swojej twórczości i na tym chciałbym się zatrzymać. Ma Pan na koncie kilkanaście książek, część to są serie, część to oddzielne powieści. Skąd czerpie Pan źródła inspiracji w procesie twórczym?
MM: Od kilku lat prowadzę popularny profil o nazwie "Zwierzenie", którego ideą jest publikowanie anonimowych historii internautów. Przeczytałem już tysiące osobistych historii i to stanowi bardzo dużą bazę, podwaliny pod moje książki. Sam bardzo często czerpię też z własnego doświadczenia, z własnych obserwacji, więc to wszystko się na siebie nakłada i motywuje mnie do przelewania tego na papier. Powiem szczerze, że gdyby nie to, że doba ma 24 godziny, to miałbym tych książek na koncie dużo więcej, ponieważ pomysły dosłownie wyskakują mi z głowy. Nasz świat obfituje w naprawdę wiele źródeł inspiracji.
MP: To na koniec zapytam jeszcze, czy ma Pan już plany co do kolejnych książek?
MM: Kolejne książki już czekają na swoją premierę, natomiast czytelnicy muszą się jeszcze uzbroić w cierpliwość, ponieważ nie chcę ich za bardzo zasypywać twórczością. Oczywiście, zachęcam wszystkich do obserwowania moich mediów społecznościowych, żeby być na bieżąco.
Teraz czytane:
Napisz komentarz
Komentarze