Niezadowoleni z inwestycji mieszkańcy spotkali się we wtorek (19 grudnia) z wójtem i inwestorem w Buśnie w miejscu, gdzie miałaby powstać fabryka. Wezwali nawet telewizję, by więcej osób zobaczyło ich determinację i by mogli jeszcze "głośniej" wyrazić swoje obawy...
Poniżej galeria zdjęć
Wszystko już gotowe, ale trzeba czekać
W tej chwili prezes firmy Jerzy Dyś czeka na stosowne pisma z kolegium, do których będzie się musiał ustosunkować. Twierdzi jednak, że wszystkie obawy czy też zastrzeżenia mieszkańców, którzy wprost sprzeciwiają się powstaniu zakładu, są bezzasadne.
- Należy pamiętać o tym, że wszystkie warunki, jakie zostały na nas nałożone w toku całego postępowania, spełniliśmy. Decyzja gminy została przecież poprzedzona opiniami wydanymi przez Wody Polskie, Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska oraz Inspektora Sanitarnego. Odnieśliśmy się też do uwag mieszkańców, którzy sugerowali, że cała linia produkcyjna powinna zostać zorganizowana w zamkniętej przestrzeni. Zaakceptowaliśmy to i zapewniam, że wszystko zostanie zorganizowane tak, jak należy. Mam nadzieję, że kolegium utrzyma decyzję gminy w mocy – mówi prezes Dyś.
Jego zdaniem cały proces, związany z wydaniem decyzji środowiskowych, został przeprowadzony transparentnie i tak, aby mieszkańcy mogli zapoznać się ze wszystkimi szczegółami funkcjonowania przyszłego zakładu. Zorganizowano nawet wyjazd studyjny do podobnej fabryki, która funkcjonuje w Kole – właśnie po to, aby powątpiewający w dobre intencje inwestora przeciwnicy mogli na własne oczy zobaczyć, że nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Zapewniali, ale nie przekonali
Zdaniem Grzegorza Zarka inwestor uwzględnił postulaty protestujących, ale tylko częściowo i nie do końca tak, jak by sobie to wyobrażali. Mówi, że surowy osad miał być składowany, zgodnie z deklaracjami, w szczelnie zamkniętej hali, a tymczasem wiadomo, że będzie składowany, najprawdopodobniej, pod wiatą.
- Te dwa typy budowli dzieli jednak zasadnicza różnica. Obawiamy się przykrego zapachu, który rozniesie się po całej naszej miejscowości. Obawiamy się też tego, że firma okaże się nierzetelna i wszystkie deklaracje pozostaną jedynie deklaracjami. Weryfikowaliśmy jej działalność i okazuje się, że inne oddziały wzbudziły wśród lokalnego społeczeństwa spory opór. Ludzie protestują. Mówi się o tym, że jedynym odpadem będą skropliny, które będą składowane w zamkniętych pojemnikach. A jak będzie później? Nie da się tego skontrolować na zamkniętym terenie – obawia się pan Grzegorz.
Prezes Dyś twierdzi, że ta poprodukcyjna woda także będzie mogła być wykorzystywana w gospodarstwach, ponieważ wchłonie większość składników, które znajdą się w końcowym produkcie, czyli granulacie nawozowym. Nie rozumie więc, dlaczego uboczny produkt całego procesu miałby zostać uznany za niebezpieczny.
Buśno skazane na smród?
W zapewnienia władz gminy i inwestora nie wierzy też Krzysztof Łopuszyński. Uważa, że miejscowość zostanie skazana „na smród”, a codzienne życie mieszkańców ulegnie diametralnej zmianie na gorsze. Nieruchomości stracą na wartości, a młode rodziny, które niedawno wybudowały w Buśnie nowe domy szybko się stąd wyprowadzą.
- Chcemy spokojnie żyć, oddychać, otwierać, a nie zamykać okna. Nie chcemy, aby kojarzono nas z przykrym zapachem. Tutaj produkcja będzie się opierała na materiale dowożonym z zewnątrz, a w Kole osad transportowany jest wprost z oczyszczalni na linię produkcyjną, podziemnymi ślimakami – twierdzi pan Krzysztof.
Jan Kokoszka uważa wszystkie uzgodnienia, na które powołują się wójt oraz inwestor, za „umowne”.
- Nie oszukujmy się, tych przykrych zapachów nie da się do końca wyeliminować, nawet przy założeniu, że zastosujemy odpowiednie filtry, tak uważam. Liczymy, że nasze odwołanie przyniesie oczekiwany skutek – wyraża nadzieję pan Jan.
Wszystko zgodne z prawem
Wójt Henryk Maruszewski chce cały proces związany z inwestycją oceniać realnie i zgodnie z procedurami. A te wskazują, że wszystko zostało dopięte na przysłowiowy ostatni guzik.
- Nie ulega wątpliwości, że część protestujących mieszka dalej od działki Agrocalu, niż ja. Pragnę skupić się na właściwym wykonaniu swoich obowiązków jako włodarza samorządu. Podkreślam – wszystkie uzgodnienia instytucji, jakie zobowiązany był zgromadzić inwestor, są pozytywne. Uwzględniliśmy też wszystkie uwagi, jakie mieszkańcy zgłosili nam w procesie konsultacyjnym. A chodziło właśnie o zamknięty charakter całego procesu produkcyjnego. Ale uwzględniliśmy też konkretne korzyści dla gminy. Nowe miejsca pracy, blisko 67% wzrost dochodów własnych samorządu. Tego nie można nie zauważać. Poza tym rolnicy zyskają tanie nawozy – uważa wójt Maruszewski.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze