Chodzi o bulwersującą wielu mieszkańców Włodawy historię suczki o imieniu Grubcia. 22 lutego wybiegła przez niedomkniętą furtkę poza posesję. Bezskutecznie szukała jej właścicielka, cała jej rodzina i znajomi. Błąkającego się na ulicy psa zauważyła przypadkowa osobę i zawiadomiła służby. Pies został zabezpieczony i przewieziony do weterynarza. Tam zapadła decyzja o uśpieniu Grubci.
- Od chwili zaginięcia do chwili uśpienia minęło 3-4 godziny...! – nie mogła uwierzyć w to, co się stało zrozpaczona właścicielka. Zastanawiała się, dlaczego urzędnicy nie podjęli decyzji o wszczęciu poszukiwań właściciela Grubci. - Dlaczego nie umieszczono suczki w kojcu miejskim, gdzie trafiają odłowione psy? Żaliła się potem, że od momentu zaginięcia do uśpienia pieska minęło zaledwie kilka godzin.
Burmistrz Włodawy Wiesław Muszyński zareagował bardzo szybko, pisząc na Facebooku, że zobowiązuje się uczynić wszystko, by wyjaśnić sprawę. Gdy otrzymał stosowne wyjaśnienia, zabrał głos w sprawie.
Informację na temat losu Grubci opracowano na podstawie notatek służbowych Straży Miejskiej, kierownika Wydziału Mienia i Gospodarki Komunalnej włodawskiego magistratu i opisu zdarzenia lekarza weterynarii badającego psa. Z tych informacji wynika, że 22 lutego Straż Miejska we Włodawie została powiadomiona o błąkającym się czworonogu. Przybyli na miejsce funkcjonariusze zobaczyli wychudzonego i trzęsącego się starego psa z dużym brzuchem. Zawieziono go do gabinetu weterynaryjnego. Suczka nie miała obroży i nie była zaczipowana. Według oceny lekarza jej ogólny stan zdrowia określono jako zły. Piesek był wychudzony i posiadał liczne wyłysienia na skórze. Wykonane badanie ultrasonograficzne stwierdziły przewlekłe wodobrzusze pochodzenia kardiologicznego. Pies miał także objawy pogłębiającej się duszności. Jak zapewniano w wyjaśnieniu, próbowano znaleźć właściciela czworonoga, dzwoniąc do znanych posiadaczy jamników, szukano też informacji o właścicielu poszukującym psa w Internecie.
Lekarz weterynarii miał się kierować Ustawą o ochronie zwierząt i zaopiniował kierownikowi Wydziału Mienia i Gospodarki Komunalnej skrócenie cierpienia zwierzęcia przez humanitarne dokonanie eutanazji.
Zdaniem burmistrza Muszyńskiego nie ma podstaw do ukarania lekarza weterynarii i pracownika urzędu. Decyzja miała zostać podjęta na podstawie oceny lekarza, której nie ma podstaw kwestionować. Natomiast wobec pracownika urzędu zastosowano formę upomnienia za niepoinformowanie o całej sytuacji przełożonego, czyli burmistrza. Ponadto pouczono też pracowników urzędu i Straży Miejskiej, aby w przyszłości nie dopuścili do podobnych zdarzeń i spróbowali poszukać właściciela na przykład za pomocą mediów społecznościowych.
Co zrobić, by nie dochodziło do podobnych zdarzeń w przyszłości?
Władze Włodawy chcą, by mieszkańcy czipowali swoje zwierzęta tak, by móc szybko zidentyfikować właściciela.
- Chcemy, aby sytuacja, która zdarzyła się u nas po raz pierwszy, nigdy się nie powtórzyła – zapewnia Muszyński.
A co myślą mieszkańcy Włodawy? Oto niektóre wypowiedzi:
„Przeogromny hejt w stosunku do pracownika urzędu, jak i lekarza. Następnym razem np. potrącony pies będzie godzinami konał i nikt mu cierpień nie skróci, po tym wszystkim, co się wydarzyło”; „Dziękuję za informację. Lekarz medycyny i lekarz weterynarii nie mogą ulegać presji otoczenia. Musimy być odporni na wszechobecny hejt i jawnie z nim walczyć.”; „Temu psu już życia nie zwrócimy, ale rozpocznijmy dyskusję nad tym problemem i podejmijmy odpowiednie kroki, aby to naprawić” - piszą.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze