Na salę, w której odbywa się egzamin maturalny, nie można wnieść telefonu komórkowego. Dlatego, żeby nie był niedozwoloną pomocą, a także dlatego, żeby nikt nie zrobił zdjęcia arkusza egzaminacyjnego i nie umieścił go w sieci.
Formularz pokazuje Centralna Komisja Egzaminacyjna, ale już po zakończeniu egzaminu. W tym roku jednak doszło do wycieku. I to 3 dni z rzędu: we wtorek język polski, w środę matematyka, w czwartek język angielski. Za każdym razem arkusze były już w internecie, zanim jeszcze maturzyści skończyli zdawać egzamin.
Wkracza policja
Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, w rozmowie z TVN24 zapowiedział, że sprawę zgłasza policji. Bo takie działanie jest sprzeczne z ustawą o systemie oświaty.
Dodał, że to nauczyciele, zespół w danej szkole nadzorujący przebieg matur, powinien strzec tego, aby zdający nie wnosili na salę telefonów.
– Ten zespół nadzorujący nie pilnował, więc należy ustalić, kto to zdjęcie umieścił, kto je zrobił. Jeżeli uda się to ustalić, trzeba wyciągnąć konsekwencje w stosunku do zdającego i do zespołu nadzorującego egzamin – wyjaśnił dyrektor.
I zaznaczył, że formalnie nie był to „wyciek”, bo zdjęcia arkuszy zostały opublikowane w trakcie egzaminu, a nie przed jego rozpoczęciem.
Liceum dla dorosłych
Już wiadomo, że zdjęcie arkusza z języka polskiego pochodziło z jednego z liceów dla dorosłych. Dyrektor szkoły już się musiał tłumaczyć.
– Nie da się podczas egzaminu wyciągnąć telefonu i zrobić zdjęcia tak, by nikt tego nie widział. To niewykonalne – przekonywał Smolik. I wyjaśnił, co czeka maturzystę, który zrobił zdjęcie.
Będzie mógł przystąpić do kolejnych części egzaminu, ale i tak w tym roku nie zda matury. Nie będzie miał też szans na czerwcową poprawkę, bo jego egzamin zostanie unieważniony, a poprawka przysługuje tylko tym, którzy nie zdadzą w pierwszym terminie. Taki maturzysta będzie musiał podejść do egzaminu dopiero za rok.
Czytaj też:
Napisz komentarz
Komentarze