Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Stachniuk Optyk
Reklama https://chelmskiewidoki.pl

Ludzie z pasją. Hodowca musi mieć "nosa"

Życie hodowcy psów nie jest może naznaczone krwią, potem i łzami, ale z całą pewnością jest bardzo wymagające. Ktoś, kto chciałby go skosztować, musi być gotowy na to, że nie będzie miał urlopów ani wakacji. Nie może też pójść na tzw. L4. Do dyspozycji czworonogów trzeba być tak naprawdę przez 365 dni w roku. Tak, jak Anna Bukowska. Ona swój „Klan Łobuzów” FCI prowadzi już od niemal 20 lat...
Ludzie z pasją. Hodowca musi mieć "nosa"

Źródło: nadesłane

Zanim jednak instynkt hodowcy zawiódł ją do pinczerów miniaturowych i basenji, jej droga zaczęła się zupełnie niewinnie, od...chomików. W przypadku hodowczyni z Zarudni nie skończyło się jednak na jednym, niewinnym, słodkim „chomiczku”.

-Cóż, tych „chomików” mieliśmy, co by nie mówić, sporo (śmiech). W prowadzeniu hodowli pomagał mi mój tato. W ten sposób zarabiałam na kieszonkowe. Byłam wtedy w podstawówce – wspomina pani Anna.

Po drodze były też konie. I tak jej już zostało. Rozmaite zwierzęta „ściągała” do domu praktycznie przez całe życie. Po prostu nie potrafiła bez nich żyć. A co wydaje się w tym niecodziennym stylu życia najbardziej porywające? Chyba świadomość tego, że tworzymy coś od podstaw i mamy możliwość obserwowania wyników swoich działań. Chociaż, jak twierdzi doświadczona hodowczyni, natura potrafi płatać wiele figli.

- Praca hodowcy wymaga wielu różnych kompetencji, a przede wszystkim wiedzy. Jesteśmy po części i genetykami, i weterynarzami, ale i psimi behawiorystami. Nie da się jednak wszystkiego doskonale przewidzieć i zaplanować. Życie hodowcy wymaga też, powiedziałabym, „nosa” i „szczęścia”, bo efekty naszej pracy bywają zaskakujące – wyjaśnia Bukowska.

Hodowca musi być też twardy, bo zwierzęta nie znają pojęć takich, jak „zmęczenie” czy „wolny czas”. Koło życia, koło natury, kręci się przecież nieprzerwanie. Niekiedy trzeba czuwać do późnych, nocnych godzin, bo zbliża się pora porodu. Niekiedy solidnie wybiegać i pobawić z hasającymi beztrosko szczeniakami. Zwierzęta uczą więc nieprzerwanie i wciąż od nowa. Próbują zapraszać człowieka do swojego świata. Czego uczą? Z pewnością cierpliwości – bo, jak powiada pani Anna, psy nie działają jak „komputer na guziczek”. Należy je nauczyć różnych zachowań i reakcji, a nie da się tego osiągnąć z dnia na dzień. Przekazują też człowiekowi wiedzę na temat porządku i utrzymania czystości. Jeśli się czegoś nie sprzątnie na czas, to bardzo szybko zrobią to po swojemu. I wrażliwości - każde zwierzę jest inne i aby nawiazac z nim więź, porozumienie, najpierw je trzeba zrozumieć. A nade wszystko pokory i gotowości do odnoszenia porażek. A pani Anna swoje życiowe nauki pobiera właśnie u pinczera miniaturowego i basensji.

- Pinczer miniaturowy wywodzi się od pinczera średniego, który dał też początek linii dobermanów. Jest to więc pies znacznie mniejszy od dobermana, ale który jednocześnie posiada wszystkie cechy jego charakteru. Jest psem bardzo zadaniowym, odpowiadającym na wszystkie bieżące potrzeby niezależnie od swojej wielkości. Jeśli trzeba obronić, to będzie bronił. Jeśli trzeba zaszczekać, to zaszczeka. Ma też ogromne serce i entuzjazm. Często powtarzam, że to taki psi Napoleon (śmiech). Jednocześnie nie należy pinczerów mylić z ratlerkami – mówi o jednej z hodowanych przez siebie ras Bukowska.

Kotem w psiej skórze jest natomiast basenji. Wychowany w dolinie rzeki Kongo pies-indywidualista. Oczekuje od swojego pana tego, że będą pomiędzy nimi panowały przyjacielskie, partnerskie stosunki. Jeśli się go zawoła, przybiegnie, ale po pewnym czasie. Wcześniej zajmie się czyś, co go zaintrygowalo, na przykład swoją potencjalną „ofiarą”. Basenji to rasa pierowtna o ogromnym instynkcie mysliwskim.

-Basenji to psy, które są często kupowane przez mieszkańców miast, ponieważ nie szczekają. Nie mają też swojego charakterystycznego zapachu. Należy jednak pamiętać o tym, że po wyjściu na spacer pies musi być prowadzony bez przerwy na smyczy. Jeśli bowiem zobaczy jakieś zwierzę, które akurat pojawi się na jego drodze, pobiegnie za nim, ponieważ tak mu podpowie jego pierwotny instynkt. Usłyszy komendę człowieka i wykona ją, ale dopiero po tym, jak załatwi swoje sprawy czyli np. pogoń – wyjaśnia doświadczona hodowczyni.

Jej psy znajdują się już w wielu polskich domach. Wędrują po Europie czy Stanach. Nierzadko dają też początek innym specjalistycznym hodowlom psów „z rodowodem”.

- Moja hodowla funkcjonuje w ramach Związku Kynologicznego w Polsce. To istotne, ponieważ każdy z naszych psów posiada odpowiednią ocenę hodowlaną i udokumentowany rodowód. A należy pamiętać o tym, że zanim pies zostanie oficjalnie włączony do hodowli, musi przejść szereg bardzo wymagających ocen. Niegdyś, przed okresem pandemii, takie oceny można było zdobywać jedynie w czasie wystaw. Teraz sędziowie przyjeżdżają do oddziały ,do którego należy hodowca,, oglądają psy i oceniają je, i na tej podstawie wystawiają odpowiednią ocenę – mówi pani Anna.

Trudno tutaj mówić o konkretnej liczbie psów w ramach danej hodowli, ponieważ u pani Anny znajdą się także psy-emeryci. Suczki mogą wydawać potomstwo tylko raz w roku, do ukończenia 8. roku życia. Później ich życie wkracza już na zupełnie inne tory.

- Z naszymi emerytkami bywa naprawdę różnie. Czasami lubią się pobawić ze szczeniętami, a czasami nie. Bywa, że biegają wspólnie z „matkami”, ale bywa i tak, że wolą trzymać się na uboczu. Niektóre z nich potrzebują już wyciszenia i spokoju. Musimy uwzględniać wszystkie te potrzeby – mówi Bukowska.

Życie hodowcy to karuzela wrażeń. Trzeba być na bieżąco i zawsze w gotowości. A z roku na rok jest coraz gorzej. W okresie pandemii na rynku psów pojawiło się mnóstwo pseudo-hodowli, które niewiele mają wspólnego z solidną wiedzą i doświadczeniem. Bazują bardziej na rynkowych trendach, reprodukując psy bez większego namysłu.

-Tak, pandemia popsuła świat hodowców. Większość takich miejsc opiera się na jednej parze, która po prostu wydaje na świat kolejne szczeniaki, które są następnie sprzedawane. Bez rodowodu, za pół ceny, poza strukturami Związku Kynologicznego w Polsce. Ceny spadają w dół, a koszty utrzymania hodowli niestety nieustannie rosną. Rosną ceny pożywienia dla psów, usług weterynaryjnych czy wszelkie inne stałe koszty, które musimy ponosić jako profesjonalni hodowcy – mówi o realiach ciężkiej, codziennej pracy Bukowska.

Aby myśleć o ciągłym rozwoju, trzeba mieć na uwadze także inne czynniki. Pani Anna stara się w taki sposób kojarzyć poszczególne pary, aby wydawały one wartościowe potomstwo. Czasami reproduktorami zostają psy z jej własnej hodowli, ale niekiedy musi się posiłkować psami sprowadzanymi zza granicy. A te, niestety, kosztują.

-Są to też koszty związane chociażby z zabawkami, które służą naszym psom tylko przez pewien czas. Potem muszą trafić po prostu do kosza. I należy też zauważyć, że generalnie zainteresowanie psami spada. Także z przyczyn wspomnianych już wcześniej. Rynek został zepsuty przez takie hodowle amatorskie. Ale nie pomagają też uprzedzenia. W przypadku naszych pinczerów nie pomaga z pewnością pewien fenomen ratlerka i uprzedzenia z nim związane – zauważa pani Anna.

I dodaje, że, jej zdaniem, zbyt łatwo podejmujemy decyzję o zakupie psa.

-Porównuję to często z zakupem pralki czy innego urządzenia AGD. Przed jego zakupem spędzamy godziny przed monitorem czy z telefonem w ręku i porównujemy. Ceny, klasę energetyczną, funkcje, poszczególne marki itd. A psa kupujemy w zasadzie „od ręki”. Byleby było tanio, blisko i szybko. To jednak niepokojące, biorąc pod uwagę fakt, że pies będzie naszym towarzyszem przez następne kilkanaście lat.

Tak więc życie hodowcy uczy też pewnej elementarnej, rzeklibyśmy, „ludowej”, mądrości. Mądrości, która podpowiada, że każde życie jest cenne i każde trzeba szanować. Dbać o nie, na ile to możliwe. I w relacje z tym życiem wchodzić tak, jak byłoby jedynym życiem na ziemi...


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Reklama
Reklama
Reklama
Reklamareklama Bon Ton
Reklama
Reklama
Reklama