Pożar w Raciborowicach wybuchł we wtorek ok. godz. 19. To pora, gdy ludzie już wrócili do domów z pracy. Gdy wyczuli zapach dymu i usłyszeli wołanie o pomoc, pobiegli z gaśnicami. Rozwinęli gumowe węże. Jak się dowiedzieliśmy, drzwi do kotłowni od wewnątrz były zamknięte. Gdy sąsiedzi je wyważyli, stanęli jak wryci, widząc, co się pali w kotłowni. W ogniu stał fotel i człowiek na nim siedzący. Drzwiczki pieca były zamknięte. Skąd się wziął ogień?
Na miejsce przyjechały cztery zastępy straży pożarnej. Udało się stłumić ogień, ale całe wnętrze kotłowni uległo spaleniu. Zwęglone też były szczątki człowieka. Straty rzeczowe oszacowano na 20 tys. zł.
Ofiary pożaru był 52-letni gospodarz domu, emerytowany strażnik więzienny. Miał żonę i dwóch synów. Postępowanie policji jest prowadzone w kierunku spowodowania zdarzenia, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób, albo mieniu. Czy ogień został zaprószony umyślnie, nie wiadomo. Śledczy podejrzewają, że mężczyzna mógł być pod wpływem alkoholu i dlatego nie ratował się przed ogniem. Przysnął i fotel zajął się od papierosa. W pobliżu nie było żadnego pojemnika z benzyną czy innym łatwopalnym paliwem.
- Jestem w szoku po tym, co się stało. Niedawno nam pomagał przy kościele, robił zdjęcia, a dziś już nie żyje - dziwi się jeden z sąsiadów. Mieszkańcy dobrze pamiętają, że w ich wsi kiedyś doszło do podobnego zdarzenia. Poparzeniom uległa kobieta, która po kilku miesiącach, na skutek odniesionych w ogniu obrażeń, zmarła. - Czy to jakieś fatum? W takiej spokojnej wsi? - pytają.
Teraz czytane:
Napisz komentarz
Komentarze