Wyruszyli 1 maja o godzinie 12:00 z Dołhobrodów w gm. Hanna. Cel swojej pieszej wędrówki osiągnęli 2 maja około godziny 19:00, gdy dotarli do miejscowości Werchliś w gm. Janów Podlaski. Zmierzyli się nie tylko z długą, wyczerpującą trasą, ale także z uciążliwym upałem i niezwykle zjadliwymi tej wiosny meszkami i komarami.
W drogę wybrało się osiem osób, a wśród nich jedna kobieta - nasza redakcyjna koleżanka. Dodatkowo towarzyszyły im dwie osoby tak zwanego "wsparcia logistycznego", bez których - jak mówią uczestnicy - dojście do mety nie byłoby możliwe. Marsz, łącznie z postojami, trwał 31 godzin. Cały czas towarzyszyła im biało-czerwona flaga.
- Poszedłem na marsz, ponieważ lubię robić rzeczy niemożliwe dla normalnych ludzi. Okazało się, że dla nas są wykonalne - mówi Adrian Czyżma. - Wiadomo, każdy może się załamać i odpuścić po kilkudziesięciu kilometrach, ale w takiej sytuacji trzeba być twardym i iść dalej, bo wszystko jest w głowie, a nie w nogach - dodaje. - Sam miałem chwilę zwątpienia na 60-70 km, ale po rozmowie z innym uczestnikiem, uwierzyłem w siebie i poszedłem dalej.
Trasa prowadziła między innymi przez Sławatycze, Kodeń i Terespol. Piechurzy szli drogami utwardzonymi, łąkami, polami i lasami. Niekiedy, ze względu na np. podmokły teren, trzeba było trasę nieco zmodyfikować. Dzięki Robertowi Wróblewskiemu, uczestnikowi marszu, który jest pracownikiem Służby Parków Krajobrazowych z Zespołu Lubelskich Parków Krajobrazowych Ośrodek Zamiejscowy w Chełmie, podczas 100-kilometrowej wędrówki, uczestnicy mieli okazję podziwiać i poznawać przyrodę.
- Przechodziliśmy obok starorzecza Bugu. Takie miejsca są siedliskami rzadkich gatunków zwierząt i roślin - mówi Wróblewski. - Usłyszeliśmy tam między innymi kumaka nizinnego - żabę, która jest ściśle chroniona nie tylko przez prawo polskie, ale także unijne. Dla takich właśnie gatunków powstały obszary Natura 2000.
- Marsz pozwolił nam sprawdzić swoje możliwości psychiczne i fizyczne. Był swoistym testem zachowania każdego z nas wobec różnych nieprzewidzianych zdarzeń losowych. - mówi Tomasz Derkacz, jeden z organizatorów. - Dziękujemy wszystkim za wsparcie, które odczuwaliśmy na całej trasie. Zwłaszcza patrolom i placówkom Straży Granicznej za pomoc w przemarszach obszarem przygranicznym, a także ludziom, którzy witali nas z serdecznością i szacunkiem dla flagi.
- Ludzie pytają nas "po co tyle się męczyć?" lub "jakie pieniądze z tego macie?"- mówi Adam Derkacz, organizator marszu. - Odpowiedź jest jedna: robimy to dla siebie i po to, by udowodnić, że nie ma rzeczy niemożliwych!
Gorący temat:
Napisz komentarz
Komentarze