W niedzielę, 17 marca, wiatr zerwał część papy z dachu szkoły w Święcicy. Zniszczenia były spore, bo na długości ok. 25 metrów.
- W poniedziałek dyrektorka szkoły poinformowała telefonicznie jednego z pracowników gminy o tym zdarzeniu. Mnie zawiadomiła dopiero we wtorek, pokazała zdjęcia dachu i powiedziała, co się stało - relacjonuje wójt Bożena Deniszczuk. - Zapytałam, co zrobiła, żeby jako zarządca budynku zabezpieczyć dach i teren wokół budynku?
Anna Kołodziej, dyrektorka szkoły w Święcicy odpowiada, że zrobiła, co mogła. Ze szczegółami opisuje, kiedy, do kogo dzwoniła i z kim w urzędzie rozmawiała. Jak mówi, w końcu ją zapewniono, że nic się nie stanie, jeżeli z naprawą poczekają do wtorku. Tymczasem w piątek, 21 marca, dostała za to naganę.
- Zobowiązano mnie, żeby szukać oszczędności. Myślałam, że dotyczy to również tej sprawy. Zdecydowaliśmy, że kupimy materiały budowlane i konserwator z rodzicami, z których dwoje ma uprawnienia, naprawią dach. Okazało się potem, że jednak musi to zrobić firma w porozumieniu z ubezpieczycielem - dodaje dyrektorka. - Moja wina, że nie wezwałam straży pożarnej. Czekaliśmy na decyzję kuratorium w sprawie zamknięcia szkoły i chyba nerwy odebrały mi zdrowy rozsądek - dodaje. Zapewnia jednak, że nie było żadnego niebezpieczeństwa. Oderwana papa zwisała jedynie po tej stronie budynku, gdzie dzieci nie chodzą.
Dopiero we wtorek wójt gminy zatrudniła strażaków z OSP w Wierzbicy do zabezpieczania dachu.
- Teraz widać, że akcja zbierania podpisów za szkołą była tylko na potrzeby protestu skierowanego do kuratorium. Przez dwie doby od tego zdarzenia deszcz padał na odkryty stropodach, a papa przemieszczała się pod wpływem wiatru. Nie pojawił się żaden obrońca szkoły z listy walczących o tę placówkę, a pani dyrektor nie wezwała straży pożarnej i nie zgłosiła szkody - mówi wójt Deniszczuk i dodaje: - Nie oczekuję przecież, że nauczyciele i rodzice będą pracowali na dachu. Do tego są powołane odpowiednie służby...
Napisz komentarz
Komentarze