Nagonka na diesle zaczęła się w 2015 r. po tzw. aferze Volkswagena, kiedy okazało się, że część samochodów niemieckiej marki z silnikami wysokoprężnymi przekracza limity emisji spalin. Jak łatwo zgadnąć, po nagłośnieniu sprawy sprzedaż diesli znacznie spadła w porównaniu do tej sprzed wykrycia usterki. Wraz z tym masowo zaczęto wprowadzać ekologiczne strefy dla samochodów elektrycznych w wielu miastach, a także powielać negatywne opinie o autach z takimi silnikami. Okazuje się, że większość z nich jest nieprawdziwa.
Bardzo często słyszy się określenie "trujące diesle", ale w rzeczywistości wytwarzają one mniej dwutlenku węgla niż silniki benzynowe. To zasługa m.in. filtrów DPF, które od kilkunastu lat są obowiązkowe, a także zaostrzonych norm stawianym silnikom wysokoprężnym. Pojazdy, które nie posiadają filtrów, znikają z dróg ze względu na wiek. Sami Polacy sprowadzają samochody, których średni wiek to ok. 12 lat. Takie odmłodzenie również stopniowo wpływa na zredukowanie emisji szkodliwych spalin.
Obalamy kolejny mit, że diesli już nikt nie kupuje. Popyt w Europie zmalał, ale nie na tyle, żeby mówić o tym, że silniki wysokoprężne czeka rychła śmierć. Choć sprzedaż diesli spadła o ok. 15 proc. od czasów afery Volkswagena, to za powrotem do nich przemawiają przede wszystkim ceny aut elektrycznych. Specjaliści motoryzacyjni prognozują nawet, że za kilka lat diesle będą przeżywały renesans, ponieważ są nieustannie ulepszane i dostosowywane do kolejnych zaostrzanych przepisów związanych z wpływem na środowisko. Samochody z takimi jednostkami stale należą do bardzo ekonomicznych, zwłaszcza na długich dystansach, a to jest ich duży atut.
Kolejnym kłopotem właścicieli diesli jest planowany przez Unię Europejską zakaz wjazdu takich samochodów do miast. Wprowadzenie tej restrykcji idzie jednak bardzo opornie i stoi pod znakiem zapytania. Nie zmienia to faktu, że coraz częściej, zwłaszcza na zachodzie kontynentu, są wyznaczane miejskie strefy ekologiczne, gdzie diesle rzeczywiście nie mają wstępu lub ich właściciele muszą za wjazd zapłacić. W Polsce możliwość wprowadzenia strefy czystego transportu mają władze miast liczących więcej niż 100 tys. mieszkańców. Rodzime ograniczenia dotyczą jednak nie tylko diesli, ale również benzyniaków. Ich właściciele nie mają większych powodów do zmartwień, ponieważ na razie o tych restrykcjach więcej się mówi niż wprowadza. Szczególnie, że na rynku są dostępne katalizatory redukujące tlenki azotu, czyli jedne z najbardziej szkodliwych substancji w spalinach. Choć nie są tanie, można je zastosować w wielu nowych modelach aut, a tym samym znacznie poprawić ich ekologiczność.
Wśród kierowców, którzy nigdy nie jeździli samochodami z silnikami diesla, panuje opinia, że są one bardzo drogie w eksploatacji i naprawie. Rzeczywiście, w jednostkach wysokoprężnych są kosztowne części, ale koszty pozbycia się poważnych usterek są niemal identyczne jak w autach napędzanych benzyną czy LPG. Opinia ta wpłynęła jednak na spadek wartości używanych diesli, w zależności od rocznika nawet o 20 proc. Ma to swoje dobre i złe strony. Jeśli chcemy kupić taki samochód, mamy okazję nabyć go w atrakcyjnej cenie. Gorzej, kiedy to my chcemy takie auto sprzedać i mamy świadomość, że nie możemy nadmiernie windować ceny.
Podsumowując, samochodom z silnikami wysokoprężnymi nie grozi zmierzch. Ich ciągłe modernizowanie, nasilone po aferze Volkswagena, sprawia, że są niedaleko w tyle za elektrycznymi i hybrydowymi napędami. Tym samym stwarzają coraz mniejsze zagrożenie dla środowiska. Diesle są wciąż najbardziej optymalnym rozwiązaniem dla kierowców pokonujących rocznie duże odległości, ponieważ łączą dobre osiągi z ekonomicznym zużyciem paliwa. Autom z silnikami wysokoprężnymi zdarzały się już słabsze chwile w historii motoryzacji, ale zawsze wychodziły z nich obronną ręką. Czas pokaże, czy tym razem też tak będzie.
Napisz komentarz
Komentarze