- Byłem ostatnio w Hamburgu – opowiada Michał. – Widziałam, że ludzie pomimo zakazów chodzą po ulicach grupami. Wychodzą na spacery, jeżdżą na rowerach, na rolkach. Jakoś za bardzo nie przejmują się obostrzeniami. My Polacy chyba bardziej na poważnie bierzemy wszelkie zakazy i nakazy. Ja oczywiście, staram się unikać kontaktu z ludźmi, więcej siedzę w kabinie. Podczas rozładunku zakładam maseczkę i rękawiczki i ciągle dezynfekuję ręce, ale czy to wystarczy...?
Michał jest już w trasie dwa tygodnie. Miał wracać do domu, ale przedłużył wyjazd jeszcze o tydzień.
- Brakuje ludzi do pracy. Nie wszyscy chcą ryzykować i jeździć w trasy podczas epidemii. Ludzie boją się o siebie, o swoje rodziny. Ja też się wahałem. Ale moja żona jest bez pracy, a przecież musimy za coś żyć. Słyszałam, że ci, którzy odmówili wyjazdu, mogą całkiem stracić pracę. Więc choć za ryzyko nie dostanę nawet premii, jadę dalej.
Choć łatwo nie jest. Po drodze większość hoteli, barów i restauracji jest pozamykanych. Nawet nie ma za bardzo gdzie się wykąpać czy zjeść coś ciepłego. Według Michała rząd powinien pomyśleć o tym, by każdemu wracającemu do Polski zawodowemu kierowcy zrobić test na koronawirusa. Tym bardziej jest to ważne, że nie obowiązuje ich 14-dniowa kwarantanna.
- Internauci wylewają na nas kubły hejtu. Że to niby my zwozimy wirusa, a co my jesteśmy winni? Przecież tylko wykonujemy swoją pracę – mówi zawodowy kierowca. - Na dodatek narażamy nie tylko siebie, ale i swoje rodziny. Moi koledzy z poprzedniej zmiany, wjeżdżając do Polski, mieli 10-minutową odprawę, nawet nie zbadano im temperatury. Nie wiadomo, czy są zarażeni, czy nie. A przecież pojechali do swoich rodzin, zobaczą się ze znajomymi... Mogą kogoś pozarażać i nawet nie będą tego świadomi.
Czy zawodowy kierowca się boi?
– Na pewno czuję strach, choć staram się być optymistą. Głównie obawiam się o rodzinę. Nie wiem, czy jak wrócę na święta to mam iść do hotelu, czy gdzieś się zaszyć, czy po prostu iść do rodziny...?
Napisz komentarz
Komentarze