Kobieta zgłosiła się z synem na SOR 31 marca w godzinach popołudniowych.
- Potrzebna była pomoc chirurga. Synkowi napuchł palec u ręki. Zebrała się ropa. Przyjechaliśmy po godzinie 17, czekaliśmy 5-6 godzin. Do gabinetu wchodzili pacjenci, którzy przyjechali już po nas. Kiedy mąż poszedł zapytać, ile jeszcze mamy czekać, kobieta nieprzyjemnym tonem poinformowała, że jak nie chcemy, to nie musimy czekać. Możemy jechać do innego szpitala, do Włodawy lub do Krasnegostawu... – relacjonuje mama 7-latka.
Rodzice postanowili dłużej nie zwlekać i w nocy pojechali z dzieckiem na SOR do... Zamościa, gdzie chłopczyk został zbadany przez chirurga. Wraca już do zdrowia.
Jak informuje wicedyrektor chełmskiego szpitala, tego dnia do chirurga zgłosiło się blisko 30 osób, a w czasie, gdy była w szpitalu rodzina z Rejowca, na przyjęcie oczekiwało 15 osób.
– Przykro mi, że rodzice nie doczekali się na wizytę – mówi Arnold Król, zastępca dyrektora ds. lecznictwa chełmskiego szpitala. - Tak długie oczekiwanie nie wynikało z niczyjej opieszałości, a z sytuacji, jaka się wtedy na oddziale rozwinęła. Chirurdzy od godz. 18.40 do 21 przeprowadzali zabieg operacyjny. Lekarz przyjął kilka osób z SOR-u, po czym okazało się, że jest ponownie potrzebny na sali operacyjnej, ponieważ niezwłocznie trzeba było przeprowadzić zabieg ratujący życie. Przed północą wrócił na SOR i przyjął te osoby, które jeszcze czekały – wyjaśnia wicedyrektor.
Napisz komentarz
Komentarze