Od początku kwietnia na polskich drogach doszło do ponad 600 wypadków, w których zginęło 91 osób, a prawie 700 zostało rannych. Oznacza to ofiarę w co siódmym zdarzeniu. Rok temu w tym samym okresie liczby były co prawda większe - 1511 wypadków, 135 zabitych i 1754 rannych - ale przekładało się to na ofiarę w co jedenastym zdarzeniu. Oznacza to, że choć ruch na polskich drogach jest znacznie mniejszy, to jeśli tendencja się utrzyma, w rocznym bilansie osób, które zginęły, może być nawet o 25 proc. więcej. Przyczyną takiego tragicznego bilansu jest wciąż prędkość, często połączona z brawurą i alkoholem. A mniejszy ruch na polskich drogach sprawia, że część kierowców czuje się pewniej, mocniej przyciskając pedał gazu i sądząc, że pusta ulica jest okazją do sprawdzenia osiągów samochodu.
Pustki na drogach i szaleńcza jazda przez miasto w dobie koronawirusa przekładają się również na wzrost liczby zatrzymanych praw jazdy. Statystyki Komendy Głównej Policji pokazują, że od początku roku do połowy kwietnia z uprawnieniami na trzy miesiące pożegnało się aż 14 000 kierowców, czyli o ponad 400 więcej niż w analogicznym okresie zeszłego roku. Blisko 25 proc. piratów zostało złapanych przez funkcjonariuszy grupy SPEED.
Być może na poprawę tych niepokojących statystyk wpłyną przepisy, które wejdą w życie 1 lipca. Od tego dnia prawo jazdy będzie można stracić za przekroczenie prędkości o 50 km/h, nie tylko w terenie zabudowanym, ale również poza nim.
Napisz komentarz
Komentarze