Umowę ze schroniskiem w Radysach samorząd podpisał w ubiegłym roku. Trafiły tam trzy bezdomne psiaki z gminy. Jeden ponoć został adoptowany. Co stało się z pozostałymi?
Zanim doszło do podpisania umowy, gmina wystosowała zapytanie ofertowe aż do sześciu schronisk: w Chełmie, Lublinie, Zamościu, Lubartowie, Puławach i Krzesimowie. Nikt nie odpowiedział.
– Zmuszeni byliśmy szukać dalej. Zgłosiło się schronisko w Radysach – mówi burmistrz. – Za psa z naszej gminy, którego do siebie przyjęli, płaciliśmy 1350 złotych. Schronisko miało nas informować o losie pasiaków. Nic takiego nie miało miejsca, natomiast dochodziły do nas głosy, że źle się tam dzieje – dodaje burmistrz.
Wówczas gmina wystąpiła do powiatowego lekarza weterynarii w Piszu o zbadanie warunków bytowych odłowionych psów.
- Otrzymaliśmy informację, że schronisko spełnia wymogi określone w rozporządzeniu ministra rolnictwa w sprawie szczegółowych wymagań weterynaryjnych dla prowadzenia schronisk dla zwierząt – mówi burmistrz.
Teraz okazało się, że opinia powiatowego lekarza weterynarii nijak się miała do rzeczywistości. Skargi na właścicieli schroniska zgłaszane były już od dawna, jednak w większości spraw nie było żadnych reakcji ze strony instytucji, które powinny sprawować nadzór weterynaryjny nad schroniskiem. Prokuratura sprawdza teraz, dlaczego wcześniejsze śledztwa były umarzane, a powiatowy ani wojewódzki lekarz weterynarii nie interweniowali. Aresztowała też na trzy miesiące właściciela schroniska. Śledczy przedstawili mu między innymi zarzut znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem.
Zdaniem Tadeusza Górskiego, problem bezpańskich psów można by rozwiązać, czipując wszystkie czworonogi. Dopóki jednak nie będzie takiego obowiązku, ludzie będą pozbywać się zwierzaków. Burmistrz mówi, że na terenie jego gminy psy porzucane są najczęściej w lesie w okolicach Zawadówki, głównie latem. Kilka ze znalezionych tam psiaków ma już nowe domy. Zostały przygarnięte przez mieszkańców. Czterema zaopiekowała się gmina.
- Najpierw sami szukaliśmy im schronienia, dopiero potem oddawaliśmy je do schroniska – dodaje burmistrz. – Gdyby wiedział, co się tam dzieje, na pewno nie podpisałby umowy.
Schronisko w Radysach to jedno z największych w Polsce, położone w województwie warmińsko-mazurskim. Co jakiś czas do opinii publicznej docierały sygnały, że źle się tam dzieje. Sprawa zawsze była zamiatana pod dywan. Interwencja, którą przeprowadzono 17 i 18 czerwca przygotowywana była w tajemnicy przez organizacje prozwierzęce we współpracy z Prokuraturą Rejonową w Olsztynie i olsztyńską komendą policji. Ze schroniska zabrano 70 psów i jednego kota. Wśród odebranych zwierząt był m.in. pies z odgryzionym fragmentem szczęki. Inny miał odgryziony ogon. Znaleziono też kilka martwych psów, w tym jeszcze ciepłego, zagryzionego szczeniaka oraz wyschnięte, niemal zmumifikowane, stare zwłoki psa. Śledczy ustalili też, że od początku roku do końca maja schronisko oddało do utylizacji 4 tony martwych zwierząt. Zwierzęta, które przeżyły trafić mają na warszawski Paluch. Trzydzieści psów przyjmie również Wrocław. Właścicielowi schroniska w Radysach grozi 5 lat pozbawienia wolności.
Napisz komentarz
Komentarze