Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Szkoły dały radę. Przynajmniej na razie

Pierwszy tydzień nowego roku szkolnego w naszym regionie minął spokojnie. Żadna placówka nie została zamknięta z powodu koronawirusa. Dyrektorzy i rodzice odetchnęli z ulgą.
Szkoły dały radę. Przynajmniej na razie

- Działamy zgodnie z wytycznymi Głównego Inspektora Sanitarnego i Ministerstwa Edukacji Narodowej. Dotyczy to zarówno szkoły, jak i internatu - zaznacza dyrektor Zespołu Szkół Energetycznych i Transportowych Katarzyna Karamać.

W szkole nie ma problemu z noszeniem maseczek. Większość uczniów karnie stosuje się do zaleceń. Szkoła zapewnia maseczki zapominalskim oraz ma dla wszystkich płyny do dezynfekcji. Sale są wietrzone, przerwy zostały wydłużone, kontakty z administracją ograniczone do minimum. 

- Pierwszy tydzień kończymy sukcesem. Myślę, że udało się to dzięki dyscyplinie i zrozumieniu, za co jestem bardzo wdzięczna uczniom i rodzicom - dodaje dyrektor Karamać.

Zgodnie z zaleceniami w Zespole Szkół Gastronomicznych i Hotelarskich maseczki obowiązują tylko na częściach wspólnych, czyli na korytarzach i w toaletach. Uczniowie nie mają z tym problemu.

- Zajęcia prowadzone są tak, aby uczniowie nie przemieszczali się po szkole. Zmieniają sale tylko na informatykę i wychowanie fizyczne - mówi Marta Mazurek, dyrektor ZSGiH. - Szkoła funkcjonuje zgodnie z wytycznymi.

W "Gastronomach" uruchomione zostały dwa wejścia do budynku. W pierwszym tygodniu roku szkolnego w placówce nie doszło do żadnych incydentów związanych z koronawirusem.

Na mierzenie temperatury przed wejściem do szkoły zdecydowała się Jolanta Konopko, dyrektor Zespołu Szkolno- Przedszkolnego nr 3 w Chełmie. Jak zapewnia, odbywa się to sprawnie. O sytuacji są powiadomieni rodzice. Nie mają nic przeciwko temu.

- Realizujemy swoje zamierzenia - informuje Konopko. - Nie mieliśmy w placówce żadnych problemów. Nikt nie przyszedł do szkoły z gorączką. A jeśli ktoś zapomni maseczki, służymy pomocą.

Z maseczkową dyscypliną nie ma też kłopotów w Szkole Podstawowej nr 11. Jak zapewnia dyrektor Andrzej Kosiniec, dzieci dostosowały się i podczas przerw robią wszystko, aby czuć się bezpiecznie.

- Po zdecydowanie wyższym zużyciu mydła możemy wnioskować, że nawyki higieniczne dzieci są właściwe - tłumaczy Kosiniec. - Nie mierzymy uczniom temperatury, chyba że ktoś ewidentnie źle się poczuje. Do tej pory nie mieliśmy takich przypadków. Staramy się też, aby uczniowie mieli lekcje w jednej sali albo przemieszczali się jak najrzadziej. W związku z tym pracujemy jeszcze nad zmianami w planie lekcji.

Jedyny incydent dotyczący funkcjonowania szkoły w pandemii dotyczył płynu do dezynfekcji. Jeden z rodziców chciał wiedzieć, z czego się składa. Jak zapewnia dyrektor, otrzymał do przejrzenia etykietę i na tym temat się zakończył.

Co na to uczniowie?

- Od samego początku traktuję tego wirusa z przymrużeniem oka. Wirusy i tak są w powietrzu i będą, dlatego musimy się na nie uodpornić. Co się zmieni? Może tylko to, że jak ktoś będzie nawet przeziębiony, to nie będzie chodził do szkoły - mówi uczeń jednego z chełmskich liceów. 

Uczniowie z jednej strony cieszą się, że wrócili do szkół, z drugiej jednak uważają, że jest ich za dużo w jednym miejscu, co może zniweczyć wszelkie zasady ostrożności.

- W moim liceum powstało w tym roku sześć pierwszych klas, dlatego uważam, że bez sensu było wracać do szkoły, jak jest tyle osób - mówi uczennica IV LO w Chełmie.

- Wolałabym chyba zdalne nauczenie. W szkole są wąskie korytarze, a uczniów tyle, że nie ma jak się wyminąć - dodaje jej koleżanka.

- Uważam, że powinniśmy zostać w domu i uczyć się zdalnie - mówi stanowczo uczeń technikum. - Jesteśmy młodzi i zdecydowanie bardziej odporni, ale nasi rodzice czy dziadkowie już nie, możemy zanieść wirusa do domu. Podobnie jest w przypadku nauczycieli.

Choć uczniowie maseczki noszą, to wcale nie są tym zachwyceni. Zgodnie twierdzą, że jedynym plusem jest to, że na lekcjach zakrywanie twarzy nie obowiązuje.

- Po korytarzach możemy się poruszać wyłącznie w maskach. To nie jest fajne. Poza tym mamy skrócone przerwy, więc nie za bardzo jest nawet czas, aby pójść do toalety - tłumaczy chełmska licealistka.

Ale są i plusy nauki w pandemii.

- Zmieniło się to, że nie my teraz chodzimy po salach, a nauczyciele. To jest fajne  - zauważa uczeń liceum - Mamy unikać przytulania, co jest trudne i dezynfekować ręce. Myślę, że dzięki wprowadzonym zasadom wszyscy czują się bezpieczni.

Uczniowie siedzą "w bańkach"

Jedna klasa, jedna sala i ograniczone wyjścia na korytarz - większość szkół gminnych, zwłaszcza tych małych, z powodzeniem odseparowała uczniów z różnych klas. Ograniczenia w kontaktach odczuwają też rodzice. Czasem okazują z tego powodu niezadowolenie.

- Staraliśmy się jak najlepiej spełnić wszystkie wymogi. Początkowo rodzice byli bardzo niezadowoleni z tego, że nie zostali 1 września wpuszczeni na teren szkoły. Zwłaszcza rodzice najmłodszych uczniów nie mogli się z tym pogodzić. Już teraz nie ma aż tyle złośliwości w stosunku do nas - mówi Emma Czarnecka-Durczak, wicedyrektorka Szkoły Podstawowej w Wojsławicach Kolonii.

W placówce udało się wydzielić odrębne sale dla poszczególnych oddziałów. Dzieci praktycznie nie przebywają na korytarzu, chyba że przechodzą na informatykę do pracowni lub na wf na salę gimnastyczną. Wtedy muszą zakładać maseczki. Już drugiego dnia nauki izolatka okazała się potrzebna.

- Nie mierzymy temperatury przy wejściu, ale robią to później wychowawcy. Okazało się, że podwyższoną temperaturę ma jedna z uczennic. Została umieszczona w izolatce i zadzwoniliśmy po jej mamę - opowiada dyrektorka.

Rodzic zmierzył po raz kolejny temperaturę ciała dziecka i nie była już tak wysoka. Najwyższy wynik to było 37,8 stopni Celsjusza. Nie można jednak wykluczyć, że uczennica po prostu się zgrzała.

- Mama nam wyjaśniła, że jej córka tak ma, że jej temperatura skacze - dodaje dyrektorka. - Objawów chorobowych uczennica nie miała i nie wystąpiły później. Następnego dnia była już w szkole.

Nie we wszystkich szkołach udało się wygospodarować odrębną salę dla każdej klasy. Dotyczy to zwłaszcza placówek, gdzie jest dużo dzieci.

- Mamy w szkole dwuzmianowość. Uczniowie muszą zmieniać sale, ale po każdym wyjściu z klasy jest ona dezynfekowana. Przecierane są zarówno klamki, jak i ławki - mówi Maria Lipczyńska, dyrektorka SP w Żółtańcach.

Rodzice mogą wchodzić do szkoły w Żółtańcach, ale z pewnymi ograniczeniami. Ci, którzy odprowadzają najmłodszych uczniów, wchodzą tylko tam, gdzie maluchy się przebierają. Trzeba też wejść do budynku, by odebrać dziecko ze świetlicy.

Kwestia maseczek też jest różnie w szkołach rozwiązana. W większości placówek są one wymagane w strefach, gdzie spotykają się uczniowie różnych klas - w szatniach, na korytarzach i łazienkach.

- Ponieważ minister nie nakazał, a zalecił noszenie maseczek, część rodziców napisała oświadczenia, że nie wyrażają zgody na noszenie maseczki przez dziecko ze względów zdrowotnych - mówi Marzanna Jakuta, dyrektorka SP w Wierzbicy.

W szkole powstała tzw. strefa rodzica. Tuż przy wejściu, na holu szkoły ustawiono stoliki i kanapę, gdzie rodzice mogą usiąść i porozmawiać z nauczycielami. Przy drzwiach jest dzwonek, z którego muszą skorzystać, by wejść do szkoły. A potem poprosić osobę, z którą chcą się spotkać.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamareklama Bon Ton
Reklama
Reklama
Reklama