O przyciętej zbyt mocno koronie drzewa dowiedzieli się przedstawiciele działającej od pewnego czasu we Włodawie Inicjatywy Między Drzewami.
- Postanowiliśmy dowiedzieć się w urzędzie miasta, czy zostało wydane pozwolenie na usunięcie tego drzewa, bo w świetle polskiego prawa, a dokładniej ustawy o ochronie przyrody, usunięcie więcej niż 50 proc. korony jest równoznaczne ze zniszczeniem drzewa – napisali do naszej redakcji przedstawiciele inicjatywy. - Okazało się, że urząd już nawet przeprowadził postępowanie w tej sprawie i ukarał właściciela posesji za zniszczenie drzewa – czytamy.
Pracownikom ratusza mężczyzna miał tłumaczyć, że wynajął firmą, aby przycięła koronę drzewa, bo stwarzało ono zagrożenie dla otoczenia. Podczas jednej z nawałnic tego lata silny wiatr połamał część gałęzi.
- Sprawą zajęliśmy się na podstawie otrzymanej interwencji. Postępowanie toczyło się kilka miesięcy. Niedawno je zakończyliśmy. To, co mogliśmy zrobić w tym temacie, zrobiliśmy. Jeżeli drzewo faktycznie stwarzało zagrożenie dla otoczenia, właściciel posesji mógł wystąpić do nas z wnioskiem o jego usunięcie. Jeżeli potwierdzilibyśmy zagrożenie, z pewnością otrzymałby pozytywną decyzję z naszej strony. Byłoby prościej i taniej. W tej sytuacji musieliśmy nałożyć na niego karę administracyjną. Jej wielkości nie była naszym wymysłem. Taka kwota wynika z ustawy o ochronie przyrody – tłumaczy burmistrz Wiesław Muszyński.
Przedstawiciele Inicjatywy Między Drzewami także na Facebooku zamieścili informację o finale tej niezbyt fachowej przycinki drzewa. Niemal natychmiast rozgorzała dyskusja pomiędzy obrońcami zieleni a tymi, którzy wstawili się za właścicielem posesji. Ci pierwsi twierdzili, że kara powinna być wyższa albo że należało ukarać firmę, która dokonała przycinki. Drudzy z kolei dziwili się, że bardziej chroni się drzewa niż ludzkie życie. Pytali, czy gdyby któremuś z obrońców zieleni idącemu z dziećmi chodnikiem spadały na głowę te łamiące się gałęzie, to też by tak walczył o ochronę drzew? Albo gdyby przy każdej większej wichurze musieli zastanawiać się, czy drzewo nie upadnie na ich dom? Uważają, że taka radość z ukarania człowieka za to, że zadbał o bezpieczeństwo swoich bliskich i przy okazji innych osób, które każdego dnia idą chodnikiem obok tej posesji, nie jest normalna.
Napisz komentarz
Komentarze