Statystyki polskiego rynku motoryzacyjnego nie pozostawiają złudzeń. Od początku pandemii liczba rejestracji samochodów spadła aż o 27 proc. w stosunku do zeszłego roku. Z mniejszym popytem nie szło jednak w parze obniżenie cen, ponieważ producenci byli zmuszeni do rozwoju badań i technologii w zakresie dostosowania samochodów do kolejnych wymogów bezpieczeństwa oraz ekologii.
Zgodnie z wytycznymi Unii Europejskiej, od paru lat wszystkie nowe samochody nie mogą przekraczać określonej normy emisji spalin i dwutlenku węgla. Do tego dochodzi jeszcze konieczność instalowania w nich szeregu systemów minimalizujących zagrożenie, takich jak: wbudowany alkomat, system monitorowania senności, system rejestrujący zdarzenia na drodze, system awaryjnego hamowania czy utrzymania samochodu na pasie ruchu. To wszystko pochłania olbrzymie pieniądze, ale producenci muszą je wydać, żeby nie narazić się na jeszcze większe kary finansowe.
Wprowadzane przepisy i normy mają skłaniać kierowców do przestawiania się na samochody elektryczne lub hybrydy. Ci jednak nie garną się do tego, nie tylko ze względu na wciąż wysokie ceny, ale również niedostatecznie rozbudowaną infrastrukturę w naszym kraju, przede wszystkim w stacje ładowania. Biorąc pod uwagę rygorystyczne przepisy i wysokie kary za ich złamanie, można oczekiwać, że nowe auta z tradycyjnym napędem staną na równej półce cenowej ze swoimi ekologicznymi odpowiednikami.
Napisz komentarz
Komentarze