Mieszkaniec Chełma próbował telefonicznie zarejestrować żonę do przychodni MSP ZOZ przy Połanieckiej. Nie mógł się dodzwonić, więc pojechał rano do przychodni. W rejestracji dowiedział się, że żona może skorzystać tylko z teleporady. Dopiero po awanturze pani rejestratorka zapisała pacjentkę na wizytę.
- Żona prawdopodobnie zachorowała na boreliozę. Podejrzewa, że ma rumień wędrujący, zrobiła kolejne badania. Chciała spotkać się z lekarzem, aby zobaczył zmianę skórną i przeanalizował wyniki badań. Przychodnia jest otwarta, wszystko funkcjonuje normalnie, dlatego nie rozumiem, dlaczego pacjent nie może spotkać się z własnym lekarzem - denerwuje się nasz rozmówca.
Żona pana Edwarda po raz pierwszy zgłosiła się do lekarza rodzinnego ok. 2 miesiące temu, krótko po tym, jak ugryzł ją kleszcz. Wówczas dostała leki na rumień i skierowanie na badania. Badania zrobiła, ale rumień nie zniknął, dlatego bardzo zależało jej na bezpośrednim kontakcie z lekarzem.
- Nie da się oglądać zmian skórnych przez telefon. Nie rozumiem, dlaczego odmówiono żonie spotkania z lekarzem - tłumaczy pan Edmund. - Dyrektor MSP ZOZ mówi w radiu, że przychodnia pracuje normalnie i lekarze przyjmują pacjentów bezpośrednio w gabinecie, a rzeczywistość okazuje się inna. Czy teraz o wizytę w gabinecie za każdym razem będę musiał się wykłócać? To skandal. Nie po to się szczepiłem, żeby nadal kontaktować się z lekarzem telefonicznie. Lekarze chyba też się szczepili, i to już dawno, więc nie wiem, dlaczego przychodnia zabrania nam bezpośredniego kontaktu z pacjentami.
Dyrektor miejskiego ZOZ podtrzymuje, że przychodnie wróciły do normalnej pracy. Lekarze przyjmują chorych bezpośrednio w przychodni, ale teleporady również zostały utrzymane. O tym jednak, czy pacjent chce skorzystać z teleporady czy z wizyty bezpośredniej, decyduje on sam.
- Być może teleporada została zaproponowana ze względu na długi czas oczekiwania na wizytę bezpośrednią. Takie rozwiązanie byłoby korzystniejsze dla pacjenta, ale ostateczna decyzja należy do pacjenta - tłumaczy dyrektor Mariusz Żabiński.
Sęk w tym, że po kłótni przy rejestracji udało się jednak zarejestrować pacjentkę na ten sam dzień, kolejki więc jednak nie było.
- Warto dodać, że nie byłem jedyną osobą, która tego dnia wykłócała się o bezpośrednią wizytę u lekarza. A przecież wszyscy płacimy składki i taka wizyta nam się po prostu należy. Gdyby chodziło jedynie o wypisanie kolejnej recepty, nie byłoby sprawy - tłumaczy pan Edmund. - To mało komfortowe, że publicznie trzeba przekonywać panią w okienku, by zapisała do lekarza i opowiadać jej o swoich schorzeniach.
Czytaj także: W Wojsławicach obowiązuje cennik dla muzyków, chociaż zespoły o nim nie wiedziały
Napisz komentarz
Komentarze