Jej ojciec trafił do szpitala w połowie lipca. Sam przy sobie wszystko robił, nie potrzebował pomocy, więc to, że nie można było go odwiedzać, nie było takie dołujące.
- Po operacji – jak twierdzi córka - jego stan się pogorszył. - Lekarz spytał, czy może ktoś przyjść, bo tata majaczy. Zastaliśmy go rzeczywiście w złym stanie. Język był cały biały, podawali mu kroplówkę, bo nie chciał nic jeść. Mimo to następnego dnia wypisali go do domu.
Niestety, jak mówią jego bliscy, mężczyzna nie dał już rady samodzielnie się poruszać, a w drugim dniu pobytu w domu zaczął się dusić.
- Znów trafił do szpitala, tym razem na OIOM – opowiada córka. - Wprowadzono go w stan śpiączki, bo miał sepsę, płuca były zajęte. Gdy pytałam, jak to się stało, powiedzieli, że musiał przyjść do szpitala z zapaleniem płuc, a ja twierdzę, że nabawił się tego wszystkiego w szpitalu.
Pan Marian, bo tak ma na imię ojciec pani Aliny, na OIOM przebywał ponad miesiąc. Najbliżsi mogli go odwiedzać, pojedynczo i na krótko, ale kontakt był.
- Tata nie czuł się taki samotny. Wiedział, że jesteśmy.
Z OIOM-u został przeniesiony na oddział wewnętrzny.
- Tam już nie chcą nas wpuścić – skarży się córka. - Twierdzą, że nie jest to konieczne. Nie można się skontaktować ani z ordynatorem, ani lekarzem dyżurnym. Ciągle nas zbywają. A jak już uda się dodzwonić, to też niewiele można się dowiedzieć, bo lekarz dyżurny nie wie, że powinnam się kontaktować z lekarzem prowadzącym, ciągle jest coś nie tak. Zgody na odwiedziny też nie dostałam, powiedzieli, żeby do dyrektora się zwrócić, bo to on zakazał odwiedzin.
Pani Alina mówi, że napisała już skargę do dyrekcji szpitala. Podobną wysłała do Rzecznika Praw Pacjenta, chce jeszcze powiadomić Narodowy Fundusz Zdrowia.
Lech Litwin, dyrektor do spraw lecznictwa w chełmskim szpitalu mówi, że nie trzeba występować do niego o zgodę na wizytę u chorego. Wydają ją indywidualnie kierownicy poszczególnych oddziałów lub lekarz dyżurny.
- Nie dajemy takiej możliwości odgórnie, aby zachować zasady bezpieczeństwa i reżim sanitarny – tłumaczy dyrektor Litwin. - Przypuszczam, że nie udzielono tej pani zgody na wizytę ze względów epidemicznych. I nie chodzi tutaj o Covid-19, a bakterię clostridium, z którą ostatnio niestety mieliśmy do czynienia.
Czytaj także: Kłopotliwa wymiana dowodu w USC w Chełmie
Napisz komentarz
Komentarze