Jak wynika z danych PKP PLK, jeszcze przed 2020 r. liczba incydentów na przejazdach drogowo-kolejowych nie przekraczała 200. I choć wydawałoby się, że pandemia powinna wpłynąć na zmniejszenie ruchu, to już w 2020 r. takich zdarzeń było ok. 350. Ten wzrost jest o tyle niepokojący, że do końca sierpnia tego roku odnotowano ponad 400 wypadków, co oznacza, że do końca grudnia ich liczba może przekroczyć pół tysiąca. Tak źle, jak w Polsce, nie jest w żadnych innym kraju Unii Europejskiej.
Skąd w naszych kierowcach takie zamiłowanie do igrania ze śmiercią? Przyczyna jest prozaiczna, a mianowicie pośpiech i brak cierpliwości. Łamanie przepisów można zauważyć chociażby na przejeździe Chełm Miasto, zwłaszcza w godzinach szczytu. Część kierowców widząc czerwone sygnały i opadające rogatki, woli dodać gazu, niż zatrzymać się i poczekać kilka minut, by kontynuować jazdę.
Takie zachowania są oczywiście karane. Obecnie, objeżdżanie opuszczonych zapór lub wjechanie na przejazd podczas podnoszenia albo opuszczania szlabanu grozi mandatem w wysokości 300 złotych. Z kolei wyprzedzanie na torowisku bądź bezpośrednio przed nim uszczuplić portfel kierowcy o kolejne 300 złotych i 5 punktów karnych. W sytuacji spowodowania poważnego zagrożenia sprawa nie zakończy się już mandatem, tylko skierowaniem jej do sądu. Od pierwszego grudnia taryfikator mandatów znacznie się zaostrza, co może ostudzi temperament drogowych piratów. Za łamanie przepisów na przejazdach kolejowych będzie groziło aż 15 pkt karnych i co najmniej 1500 zł mandatu.
Teraz czytane: Do więzienia za czołówkę na haju
Napisz komentarz
Komentarze