Rok temu mieszkaniec gm. Grabowiec dowiedział się, że ma raka gardła. 30 września ub. roku – po wcześniejszym ustaleniu terminu – w zamojskim szpitalu „papieskim” przeszedł zabieg tracheostomii w celu dalszego leczenia onkologicznego. Przez założoną rurkę tracheostomijną odbywała się wentylacja płuc, co w efekcie umożliwiało panu Mirosławowi oddychanie z pominięciem jamy ustnej i nosowej (kilka dni później założono mu również rurkę PEG, przez która był żywiony dojelitowo – przyp. red.).
– Od tamtej pory tata wielokrotnie był na kontrolach w poradni laryngologicznej i na SOR – opowiada Martyna Grzyb, córka pana Mirosława. – Prawie za każdym razem zgłaszaliśmy, że tato czuje dyskomfort przy oddychaniu i ma duszności, a także że nie może odkrztusić zalegającej w gardle wydzieliny. Poza tym rósł mu drugi podbródek, zasłaniający wejście rurki tracheostomijnej, a motylek od tej rurki wpijał się w skórę do krwi, przez co zrobiła się rana. W odpowiedzi usłyszeliśmy w szpitalu, że to efekt radioterapii i oni nie mają tu już nic do zrobienia.
Szew w gardle
26 czerwca ojciec pani Martyny trafił na SOR z krwotokiem z nosa, ust i rurki tracheostomijnej.
– To wtedy został mu usunięty z gardła szew, który tkwił tam od 9 miesięcy, czyli od czasu, gdy zakładano mu rurkę tracheostomijną – wspomina nasza rozmówczyni. – Nie rozumiem, dlaczego lekarz, który we wrześniu zeszłego roku przeprowadzał zabieg tracheostomii, nie zlecił kontroli, żeby sprawdzić, czy szwy się rozpuściły, a jak nie były rozpuszczalne, dlaczego nie zlecił ich usunięcia? Tata przez te 9 miesięcy miał wielokrotnie zakażenia bakteryjne i sepsę, do których mógł się przyczynić pozostawiony przez błąd lekarski szew.
W nocy pan Mirosław trafił do szpitala z kolejnym krwotokiem. Rodzina nie zgodziła się na przewiezienie 62-latka na oddział paliatywny, dlatego 27 czerwca – jak wspomina pani Martyna – karetka na sygnale odwiozła go do domu.
Tego samego dnia mężczyzna zmarł.
Prokuratura sprawdza
– Po pogrzebie dowiedzieliśmy się, że przed śmiercią tata miał podwyższone CRP oraz glukozę, co mogło świadczyć o rozwijającej się w organizmie bakterii – opowiada córka zmarłego. – Te badania wykonano w szpitalu, ale nikt nas nie poinformował o wynikach. Zdajemy sobie sprawę, że tata był poważnie chory, ale uważamy, że gdyby nie zaniedbania związane przede wszystkim z pozostawieniem szwu, mógłby dłużej pożyć, a przynajmniej nie męczyć się przed śmiercią. Dlatego złożyliśmy zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.
Rodzina zmarłego mieszkańca gm. Grabowiec ma także żal, że leczenie onkologiczne pana Mirosława było „oddalane w czasie”.
Według szpitala, leczenie pacjenta było dostosowane do stanu jego zdrowia.
Kto ma rację? Śledztwo w sprawie narażenia mieszkańca gm. Grabowiec na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez personel szpitala wszczęła Prokuratura Rejonowa w Zamościu.
– Na chwilę obecną jesteśmy na etapie gromadzenia dokumentacji medycznej, przesłuchujemy też świadków – powiedział nam Jarosław Rosołek, wiceszef zamojskiej prokuratury.
Za taki czyn grozi za to od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Na razie nikomu nie postawiono zarzutu.
Czytaj też:
Napisz komentarz
Komentarze