Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 24 listopada 2024 08:13
Reklama
Reklama https://chelmskiewidoki.pl

Pow. chełmski. Tradycyjne obrzędy świąteczne w naszym regionie wciąż żywe?

To już Święta Bożego Narodzenia. Dla wielu z nas to magiczny czas, głęboko zakorzeniony w tradycji. Wypełniony radością spotkań rodzinnych, nadzieją lepszego jutra, czas przebaczenia i zgody. Ciepło rodzinnego domu, chwile wspólnie spędzone przy wigilijnym stole i moc dobrych życzeń sprawiają, że na te dni czekamy cały rok.
Pow. chełmski. Tradycyjne obrzędy świąteczne w naszym regionie wciąż żywe?

  Świat pędzi do przodu, a my razem z nim. Nadchodzi zatem dobra pora, aby zatrzymać się na chwilę, znaleźć czas na refleksję, wrócić myślą do wieków minionych i zastanowić się, ile z naszej rodzimej tradycji udało się ocalić?

   Kalendarz świąt u pradawnych Słowian, zamieszkujących przed setkami lat tutejsze tereny, był ściśle powiązany z cyklem słonecznym, księżycowym, z cyklami przyrody też. Tradycja ta zachowała się do dzisiaj, święta Bożego Narodzenia obchodzimy w dniach przesilenia zimowego, po którym dnia przybywa. Według kalendarza juliańskiego, na początkach naszej ery przesilenie wypadało 25 grudnia. Nasi przedchrześcijańscy przodkowie świętowanie zaczynali 21 grudnia. Przez dwa dni obchodzili Zimowe Staniesłońca, zwane również Kutią, Koladą, czy Narodzeniem Kolady. W tym czasie czcili Swaroga będącego dla nich Stworzycielem świata, Bogiem Słońca, ognia, światła i kowalstwa. Biesiadowali przy świętej wieczerzy, na której nie mogło zabraknąć rytualnej kutii. Przywoływali Owsenia będącego symbolem płodności, oprowadzali Kozę - wizerunek boga dostatku i płodności. Końca dobiegał Korczun (czyli jesienne dni krótkie, kiedy to według naszych przodków zamierało słońce). Zakończeniu Korczuna towarzyszyły korowaje bożonarodzeniowe, czczono ducha przodków i pól. Wtedy tez przewidywano pogodę na przyszły rok.

23 grudnia był świętem Roda, boga rodzicielstwa i opiekuna rodziny, jak również społeczności plemiennej. Wypiekało się dla niego ciasta, warzyło piwo i miód. Zamawiano ku czci Roda i Rodzanic "niech rodzi się wszystko, co dobre”. Nadchodził 24 grudnia, kiedy to zaczynały się Szczodre Gody nazywane  Świętem Kolady, które trwały do końca miesiąca. Zbierano w tym czasie datki na rzecz urodzaju w nadchodzącym roku, palono też długą kłodę.

Po chrystianizacji słowiańskie obyczaje zaadoptowano do nowej religii, dzięki temu niektóre z nich przetrwały i nadal są żywe w tradycji. Oskar Kolberg, dokumentując życie mieszkańców Chełmszczyzny, pisał, że na wsiach Wigilię obchodzono ścisłym postem; wieczorem schodzili się domownicy i goście, po ukazaniu się pierwszej gwiazdki, zasiadali do stołu nakrytego obrusem, pod którym podścielone było siano. Sianem zaścielane były też ławy, w kącie za dzieżą stawiano garść żyta. Snopek stał do Trzech Króli, w tym czasie gospodarz rozdawał kłosy zwierzętom gospodarskim.

Przy wieczerzy potraw miało być nie do pary, zaś osób je spożywających do pary. Miało to dać szczęście w nowym roku. Na stole królował żur owsiany, groch z kapustą, pierogi z kaszą, suszone owoce, śledzie. Obowiązkowa była kutia, brano ją na łyżkę i podrzucano do góry. Jeśli do sufitu przylepiło się dużo ziarenek, zwiastowało to obfitość snopków, jeśli mało – miał dokuczać niedostatek. Naczynia z resztkami jedzenia stawiano za stołem, aby ofiarować je zmarłym członkom rodziny przybywającym na Wigilię. Gospodarze posiadający w sadzie drzewa obwiązywali je powrósłami. Miało to przynieść urodzajność i chronić od mrozów. Wróżono z obłoków, gwiazd i kierunku wiatru. W nocy wybierano się na nabożeństwo odprawiane o północy. W pierwszy dzień świąt wszyscy bardzo szybko wracali do domów, wierząc, że ten, kto prędzej wróci z kościoła czy cerkwi, ten bogatym się stanie. Na drugi dzień świąt po zachodzie słońca mieszkańcy zbierali się w grupy:; oddzielnie dzieci, oddzielnie doroślejsi, oddzielnie młode mężatki i żonaci. Chodzili po wsi i kolędowali pod oknami, nie omijając ani dworu, ani plebanii. 

Tak było dawniej, a jak jest dzisiaj? Jak bardzo zmieniły się zwyczaje? Czy w obecnych czasach jest jeszcze miejsce na tradycję? Jakie obrzędy zachowały się w naszych domach i co warto uczynić, aby uchronić je od zapomnienia?

W domu rodzinnym pani Sabiny Suchonos, sołtyski Kumowa Majorackiego, przygotowania do świąt zaczynały się w przeddzień Wigilii. Mama pani Sabiny z wielką pieczołowitością przystępowała do wypieku chleba. Wieczorem z dzieży brała zakwasek obsypany żytnią mąką i solą - żeby nie spleśniał. Nalewała wody, dodawała mąkę żytnią i tak powstawała podmłoda. Odstawiała ją na noc. Rano dołączały drożdże, mleko, woda i koniecznie kilka razy przesiana pszenna i żytnia mąka. Wszystko wymieszane w wielkiej zgodzie rosło w cieple, w drewnianej dzieży przykrytej pierzyną. Po jakimś czasie trzeba było dodać mąki i mleka i wszystko solidnie wymiesić. Wyrastał w ten sposób zamięs. Gdy ciasto rosło, w domu musiało być cicho. Blaszki na chleb trzeba było wygrzać w piecu chlebowym i nasmarować słoniną. Potem dopiero nakładać ciasto do wyrośnięcia. Gdy urosło, blaszki wkładało się do dobrze nagrzanego pieca na ok. 1,5 godziny. Po wyjęciu natłuszczało się słoniną. Był przepyszny i pachnący. Tradycję wypieku chleba pani Sabina kontynuuje do dziś. Wspomina także: w Wigilię tato przynosił choinkę, zawsze była to sosna. Ubierana w wycinanki ze słomy, łańcuchy, cukierki i pająki cieszyła oczy. Długo stała i cudnie pachniała. Trzepało się chodniki i zmieniało pościel. Należało zapastować buty, by były czyste. Na stole gościły kluski z makiem, szczupak w occie, bigos z grzybami, gołąbki z kaszą i grzybami, kompot z suszu. Pod obrusem i pod stołem ułożone było sianko. W kuchni w kątku, do Trzech Króli stał snop zboża. Zasiadano do stołu, gdy wzeszła pierwsza gwiazda. Gdy brat wracał z pasterki, można było już jeść wędzoną kiełbasę - mówi pani Sabina.

Pan Marek Klekotka, członek  KGW w Rożdżałowie, opowiada, że przygotowania do świąt zaczynało się od świniobicia. Ubijało się swoją świnię, robiło się szynki, kiełbasy, boczki, potem się wędziło. Wyroby były smaczne i zdrowe. Dziadek chodził po choinkę, zazwyczaj to był pachnący świerk. Pod obrusem leżało sianko, wyciągało się pojedyncze i patrzyło. Długie źdźbło wróżyło urodzaj. Na stole obowiązkowa była kutia. Ten zwyczaj pan Marek zachowuje do dziś. Rzuca łyżką kutię na sufit. Jak dużo ziaren się przylepi, to zbiory będą obfite - zapewnia. Po uroczystej kolacji lub następnego dnia szło się do koni i krów podzielić opłatkiem. Na swój sposób serdecznie witały gospodarza. Zwierząt w gospodarstwie pana Marka niestety już nie ma.  Pierwszą osobą, która w Wigilię wchodzi do domu, nie może być kobieta, wróży to nieszczęście – dodaje pan Marek.

Jedna z ostatnich przyzagrodowych krów mieszka natomiast w gospodarstwie państwa Marii i Andrzeja Sergijuków z Sielca.  Gospodarze obchodzą tradycyjną Wigilię, choinkę ubiera się w Wigilię, jest sianko pod obrusem. 

- Kto dłuższe wyciągnie, ten będzie dłużej żył - powiadają. - W Wigilię baby nie chodzą po chałupkach, bo przynoszą pecha - stwierdza pan Andrzej. 

Na stole kluski z makiem, kutia, kompot z suszu; ale jest coś jeszcze... W pierwszy dzień świąt idzie się do Krasuli, podzielić opłatkiem. Sianko spod obrusa również ląduje w żłobie. Piękna i żywa tradycja. W tym momencie nasuwa się refleksja: ile takich żłobów jeszcze  zostało?

U państwa Agnieszki i Henryka Suszków, hodowców owiec z Sielca, tradycyjnie w okolicach świat mają miejsce wykoty. Pierwsze tegoroczne jagniątko urodziło się na świętego Mikołaja. Jest mięciutkie i pachnące. Pani Agnieszka mówi, że rodzą się jagnięta, jak Jezusek przychodzi. 

- Po Wigilii dzielimy się opłatkiem z owcami. Bardzo go lubią – dodaje. Pytana, czy słyszała, jak owce w noc wigilijną mówią ludzkim głosem, odpowiada, że jeszcze nie dostąpiła takiej godności.

 Z nostalgią o dawnych czasach opowiada pani Halina Staniuk, była członkini zespołu ludowego Sielanki z Sielca. 

- Było sianko pod choinką, była szopka. Było 12 potraw, w tym oczywiście kutia i wróżby z przylepionego ziarna na suficie. Choinkę ubierało się w Wigilię, robiło się koszyczki z papieru i zawieszało na gałęziach. Jak ktoś miał orzechy laskowe, to do tego koszyczka wkładał. Zdobiło się również łańcuchami, baletnicami i pierniczkami. Gospodarz chodził po sadzie i rozmawiał z drzewami. Zjeżdżali się goście, dzieci dostawały prezenty. Na drugi dzień świąt opłatkiem dzielono się ze zwierzętami. Po świętach ludzie schodzili się wieczorami po domach i śpiewali. To były Święte Wieczory. W te dni wieczorem już się nie pracowano, był to święty czas wspólny. 

Tradycję Świętych Wieczorów kontynuowano w Dworku Pan Tadeusz w Żółtańcach. Pandemia przerwała tę ciągłość. 

- Niestety, tradycja zanika - dodaje pani Halina, a w głosie słychać troskę. - Była pielęgnowana z dziada, pradziada, nawet panowie we dworach o nią dbali, a dziś co? Młodzi zapatrzeni w ekrany… Powinni uczyć w szkołach, jak to dawniej bywało. Powinno się uświadamiać młodych, żeby chcieli czerpać z przeszłości - zachęca.  

Święta w mieście wyglądały nieco inaczej. Pan Mariusz Matera, chełmianin w kolejnym pokoleniu, przybliża miejskie tradycje. W jego rodzinnym domu choinka była z prawdziwymi świeczkami, były też "pająki’’. Na stole kluski z makiem, kutia, barszcz z uszkami, ryba, pasztet, koniecznie strucla z makiem, sernik oraz kapusta z grochem, którą do tej pory w tradycyjny sposób przyrządza siostra pana Mariusza.

- Jest najlepsza na świecie, taka sama jak dawniej - przyznaje. - Po uroczystej kolacji był czas na bycie razem, na wspólne śpiewanie kolęd, dobre rozmowy, to bardzo rodzinny czas. W nocy chodzi się na pasterkę.

Symbolika odgrywa dużą rolę w rodzimych wierzeniach; jej znaczenie przybliża pani Małgorzata Szymańska z zespołu ludowego Kumowianki z Kumowa Majorackiego. - Choinka zielona, to drzewko życia; świeczki na choince celebrują Światło Świata, symbol Chrystusa. Gwiazda na szczycie, niczym Gwiazda Betlejemska prowadząca do szopki, w której urodził się Zbawiciel. Jabłka na choince nawiązują do grzechu pierworodnego, a łańcuchy do węża kusiciela. Opłatek to przyjaźń, miłość i przebaczenie - wyjaśnia.

Oprócz symboli są też wróżby: jak w Wigilię szła dziewczyna drogą, to, z której strony pies zaszczekał, z tej będzie miała męża. Babcia pani Małgorzaty, gdy ta była młoda, kazała jej iść po oberemek drzewa, zdziwiła się, bo drewna pod kuchnią było dość. 

- Po przyniesieniu, babcia liczyła polana, jak było do pary, to... rychło za mąż pójść miałam - mówi. Pani Małgorzata również zwraca uwagę, że tradycja zanika. Spotkania międzypokoleniowe, przedstawienia w szkołach, widowiska obrzędowe mogą stanowić dobry krok ku temu, by ratować to, co jeszcze uratować można…- puentuje.

 Drugiego dnia świąt, któremu patronuje św. Szczepan, święcono w kościołach owies zwierzętom na pokarm i zdrowie, a zasiany na polach dawać miał plon obfity. Św. Szczepan to patron m.in. pastuszków i parobków. W tym czasie parobkowie i pastuszkowie mieli wolne, nie musieli pracować, mogli odpocząć i świętować. Odchodzili ze służby, stąd przysłowie: Na "Święty Szczepan, każdy sobie pan’’, lub "W dzień świętego Szczepana, sługa zmienia pana". W parafii pw. NNMP w Kumowie  Majorackim zachował się jeszcze zwyczaj święcenia owsa i obsypywania nim księdza.  

Piękna jest nasza tradycja. Wyrosła w czasach pradawnych, pomagała ludziom chodzić dobrymi ścieżkami, łączyła pokolenia, układała świat i niosła nadzieję.   

Świat się zmienia i przeszłość odchodzi w niepamięć. To, co przez tysiące lat było spoiwem, dzisiaj jakby traci na wartości. Co zostawimy następnym pokoleniom? Silne korzenie, czy smartfonową pustkę?

Święta Bożego Narodzenia to dobry czas, by z obecności naszych bliskich czerpać pełnymi garściami. Odłóżmy telefony, spójrzmy sobie w oczy, sięgnijmy pamięcią do czasów dzieciństwa i oceńmy, co warto ratować. Czas bliskości i splatania się pokoleń daje siłę i uwalnia dobro. Warto to wykorzystać.

Życzymy rodzinnych, dobrych świąt Bożego Narodzenia.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklamareklama Bon Ton
Reklama
Reklama
Reklama