Perdun wyrwał punkt
Spotkanie rozgrywane przy silnym wietrze obfitowało w mnóstwo emocji i nerwów, co przekładało się również na to sędzia dosyć hojnie kartkował obie strony. Pierwszą dosyć pewną okazją na wyjście na prowadzenie przez gospodarzy była 12. minuta, jednak nie udało się jej wykorzystać Bartłomiejowi Korbeckiemu, który piłkę przejętą od Jakuba Peka posłał obok bramki bronionej przez goalkeepera Staru. Wynik uległ zmianie dopiero w 33. minucie, jednak na korzyść przyjezdnych. Uderzeniem głową popisał się Szymon Stanisławski i zaskoczył Michała Jerke celnym trafieniem.
Po zmianie stron przyjezdni napierali na gospodarzy, żeby zapewnić sobie wyjazd z trzema punktami, jednak nie dawali sobie rady z biało-zieloną defensywą. Po stronie gospodarzy swoje szanse na gole mieli m.in. Maksymilian Cichocki, Jakub Karbownik i Paweł Perdun, a finalnie swego dopiął w końcu ostatni z nich. "Perdi" otrzymał dośrodkowanie od Piotra Zmorzyńskiego i z powietrza posłał piłkę w lewy górny róg bramki gości, nie dając bramkarzowi szansy na jej zatrzymanie. Spotkanie zakończyło się remisem, a Chełmianka wytrzymywała dodatkową presję, bo od 80. minuty grała w dziesięciu po drugiej żółtej kartce Piotra Piekarskiego.
Nie dane było im kibicować
Wiele osób obecnych na trybunach było zaskoczonych, że biało-zielonych piłkarzy nie dopingują ich kibice działający pod szyldem Fanatyków Chełmianki, którzy są obecni na każdy meczu domowym, nie brakuje ich również nawet na odległych wyjazdach. Jak tłumaczy prezes Chełmskiego Klubu Sportowego Artur Juszczak, było to dyktowane względami bezpieczeństwa:
- Kibice, którzy finalnie musieli opuścić boisko, przebili się przez ochronę, która znalazła przy nich elementy pirotechniczne i wezwała policję. Policja wezwała natomiast mnie. Niestety, za środki pirotechniczne już wcześniej klub otrzymywał kary i nie stać nas na następne - mówi Artur Juszczak. - Kibice dostali możliwość wejścia wyłącznie z sektorówką i flagami, ale ostatecznie skończyło się na tym, że sami wyszli ze stadionu. Bezpieczeństwo wszystkich osób na trybunach to dla nas najważniejsza kwestia podczas meczu, nikogo nie chcieliśmy krzywdzić zakazami, ale przepisy są jasne i musimy się do nich stosować. Krótko mówiąc, problemy z ochroną były niepotrzebne, mogło się to zakończyć inaczej i na pewno spokojniej.
Fanatycy Chełmianki, którzy mieli nadzieję na - jak sami mówią - godne pożegnanie stadionu i samej drużyny grającej na nim od lat, nie mogą zrozumieć, dlaczego została podjęta taka decyzja.
- Nie mieliśmy ze sobą żadnych materiałów pirotechnicznych. Zostaliśmy wpuszczeni na sektor, a tam okazało się, że jest problem z tym, co wzięliśmy ze sobą, żeby kibicować naszym - komentuje Sebastian Radzikowski, jeden z przedstawicieli Fanatyków Chełmianki. - Mieliśmy ze sobą sektorówkę i "machajki", które mamy ze sobą zawsze, a nagle okazało się, że... są zabronione. Wyszliśmy z sektoru, żeby nie robić zbędnej zadymy i tracić nerwów, ale mamy wrażenie, że jednych prawo obowiązuje, a drugich nie. W hali też jest sektorówka i flagi dłuższe niż metr i wszyscy kibicują siatkarzy jak należy. My chcieliśmy dopingować Chełmiankę i nie dostaliśmy na to szansy.
Teraz czytane:
Napisz komentarz
Komentarze