Właściciele stodoły nie mają wątpliwości, że doszło do podpalenia. Zgłosili to na policję.
- Dwa dni temu ktoś podpalił nam ściernisko. Mama zobaczyła płomienie przez okno sypialni. Na szczęście szybko sami ugasiliśmy ogień. Znaleźliśmy w pobliżu puszkę, z której było czuć paliwo. Zadzwoniliśmy pod nr 112. Niestety policjanci puszki nie zabezpieczyli. Kazali nam przyjść na drugi dzień, żeby złożyć zeznania - opowiada pan Kamil z Wojsławic-Kolonii.
W czwartek 9 sierpnia przed godz. 22 wybuchł kolejny pożar. Tym razem trzask pękającego eternitu usłyszała siostra pana Kamila. Gdy wyszła na podwórze, stodoła była cała w ogniu.
- Do tego budynku można podejść od strony pól. Nawet pies nie zaszczekał. Nie widzieliśmy, żeby ktoś tam się kręcił - mówi pan Kamil.
Stodoła wraz ze stojącym tam sprzętem rolniczym, w tym ciągnikiem i dwoma wozami wyładowanymi zbożem, spaliła się niemal całkowicie. W drewnianym budynku była również sucha słoma. Ogień rozprzestrzenił się błyskawicznie. Niczego nie uratowano. Elementy ścian strażacy rozebrali, żeby nie stanowiły zagrożenia. Straty wstępnie oszacowano na ok. 60 tys. zł.
- Ustalamy przyczyny pożaru. Będzie się tym zajmował biegły z zakresu pożarnictwa - mówi Ewa Czyż, rzeczniczka chełmskiej policji.
Jak się okazało, w stodole nie był instalacji elektrycznej, więc ogień musiał ktoś zaprószyć.
- Nie wiemy, kto mógłby coś takiego zrobić. Nie mieliśmy żadnych wrogów - zapewniają gospodarze. Jak mówią, od kilku dni boją się zasnąć. Również mieszkańcy Wojsławic i okolicznych miejscowości drżą o swój dobytek. - Może w gminie grasuje jakiś piroman? Takie rzeczy, jak podpalenia, nie powinny się zdarzać. Normalni ludzie tego nie robią - mówi jedna z mieszkanek gminy.
Teraz czytane:
Napisz komentarz
Komentarze