Martyna Chomacka zmierzyła się w finale z "Lorkiem", czyli Laurentiu Zendiu, oraz Aleksandrą Nguyen. To właśnie Aleksandra okazała się najlepsza i zdobyła główną nagrodę. Chełmianka ma jednak niemały powód do dumy, ponieważ nie tylko znalazła się w najlepszej trójce kucharzy 7. edycji show, ale przez cały program pokazała, że czuje i rozumie kuchnię, a przede wszystkim doskonale gotuje, podając na talerzach pięknie skomponowane dania.
- Droga do finału wiodła przez wszystkie odcinki, nie tylko przez te ostatnie. Nieraz było ciężko, nie brakowało wysiłku, potyczek, wyzwań i potu - powiedziała nam Martyna. - Zacięty pojedynek rozpoczął się w półfinale, kiedy walczyliśmy w Singapurze, niesamowitym miejscu z niesamowitą kuchnią. Finał odbył się już w studiu TVN w Polsce. Nasza trójka miała za zadanie przygotować trzy potrawy: gołąbki, danie ze stekiem i wariację na temat tiramisu. Jury było bardzo wymagające, a każde z naszej trójki chciało udowodnić, że zasługuje na zwycięstwo.
Chełmiance nie udało się zostać kolejnym polskim MasterChefem, ale udział w programie uważa za osobisty sukces i bezcenną lekcję gotowania. Każde kolejne zadanie było sprawdzianem umiejętności i własnej kreatywności pod olbrzymią presją czasu. Jak wspomina Martyna najtrudniejszym, a zarazem najciekawszym wyzwaniem, było dla niej zadanie z przygotowaniem menu degustacyjnego złożonego z sześciu dań. Kucharze musieli to zrobić w zaledwie... godzinę i czterdzieści minut. Martyna, mimo że nie podała jednego dania i miała kłopoty z rozciętą dłonią, oczarowała jurorów swoimi potrawami. Magda Gessler i Michel Moran powiedzieli, że takie dania sami podaliby gościom w swoich restauracjach.
- Bardzo cennym przeżyciem i doświadczeniem był półfinał w Singapurze. To bogate miasto-państwo, z mnóstwem świetnych restauracji z gwiazdkami Michelin, podających ekskluzywne produkty. Mieszają się tam kuchnie innych krajów Azji, m.in. Chin, Malezji czy Indonezji, ale widać także wpływy europejskie. Specjalnością tego kraju są kraby i właśnie je mieliśmy za zadanie przygotować. I to pod okiem lokalnych szefów kuchni, którzy się w nich specjalizują. Następnie czekało nas odtworzenie dania z dwugwiazdkowej restauracji, do którego mieliśmy tylko bardzo ogólny przepis. Musieliśmy więc polegać głównie na wyczuciu smaku i swojej wiedzy, mając świadomość, że gotujemy w miejscu, gdzie zwykle jadają znani politycy i osobistości z całego świata.
Martyna dodaje, że udział w programie wykracza poza wiele lekcji, jakie można otrzymać podczas kulinarnych zmagań. Umiejętności kucharzy weryfikuje profesjonalne jury, odporność na stres, wiedza o produktach spożywczych, ale także krótki czas na wykonywanie zadań. Jak podkreśla, to wszystko wpływa na to, że uczestnik rozwija swój talent w bardzo szybkim tempie.
- Polecam wszystkim, którzy kochają i lubią gotować, podjąć wyzwanie i wystartować w kolejnej edycji MasterChefa. To przygoda życia i lekcja gotowania, której wartość jest bezcenna - dodaje Martyna.
Napisz komentarz
Komentarze